Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Kłopoty?–zagaiłem.
–Niemogęjużtegopić–mruknął,wskazującgłową
mojepiwo.–Sikampotymjakąśzgnilizną.Chociaż
bardzobymchciał.Kiedyślubiłemnapićsiępiwka.Oj,
lubiłem.
Nieopodalzaszklanymprzepierzeniemsiedział
nawysokimbarowymkrześlemężczyzna,którego
widziałemnaulicyprzedBarrelofBeef.Miałnasobie
czarnysurdutwytartynałokciachipostrzępiony
udołu,ibyłłysyjakkolano.Sprzedawałzapałki,ale
interesnieszedłmunajlepiejzpowodutrapiących
goczęstychnapadówskurczówitików,które
powodowały,żeprzechodnieodskakiwalinabok
zprzerażeniem.Terazmruczałcośdosiebie,wpatrując
sięwszklankędżinu.Jednądłoniąprzytrzymywał
nadgarstekdrugiejręki,jakbypróbował
powstrzymywaćniekontrolowaneodruchy.
–TaniecświętegoWita–szepnąłmidouchastarzec.
–Ludziemówią,żewlazłmuwczłonkizłyduchizanic
niechcegoopuścić.
Wyraziłemwspółczuciezpowoduniemożnościpicia
piwa,apotemzaczęliśmyrozmawiaćotym,jaktojest,
kiedyczłowieksięstarzeje.Miałnatentematsporo
dopowiedzenia.Postawiłemmujeszczejedendżin,
którypiłłakomie.Zapytałem,czymsięzajmuje.
–Jestemkucharzem–odparł.–Znaszpewnie
gospodęBarrelofBeef?
–Jasne,żeznam.Toeleganckarestauracja,sir
–odparłemzszacunkiem.–Bardzoelegancka.
Wyprostowałsięipodniósłdumniegłowę.
–Zgadzasię.ZnamdobrzepanaCreama,właściciela.