Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zapewne.Alewiepan,coAnglicynazywają„szkieletami
wszafie”?
Nie.
Takieróżnesprawy,októrychsięjużzapomniało,aktóre
polatachodnajdująsięniespodziewanie.
ŚmiesznerzeczyodrzekłspokojnieMurek.Janiemam
żadnychszkieletówwszafie.
Tak?...Tymlepiej.Widocznietote...jakże...halucynacje...
he...he...he...No,dobranoc,doktorze,ograłmniedziśpanpaskudnie,
alezrewanżujęsię.Dobranoc.
Zawszesłużęmecenasowi.
Rozstalisię.Murekprzyśpieszyłkroku,kołokomisariatupolicji,
gdziezokienbiłostryblask,spojrzałnazegarek.Stojącyprzedbramą
posterunkowyzasalutowałmusłużbiścieiżyczliwie.Wdomubyło
zimnawo,paniRzepeckanielubiławydawaćnaopał.Trzebabyło
cienkąkołdręuzupełnićletnimkocem.Rozmyślałogłupstwach
usłyszanychodBoczarskiego,lecznieprzejmowałsięnimizbytnio.
Popierwsze,mecenasmiałzwyczajnietrzymaniasięścisłejprawdy,
apodrugie,wszystkotoniemiałoźdźbłapodstaw.
Nazajutrzoósmejbyłjużwbiurze.Przejrzałkorespondencję,
podyktowałpannieCeliniekilkalistówiwyszedłdoIzbySkarbowej,
byzprezesemCzakowskimostatecznieuzgodnićrozrachunkiztytułu
podatkówkomunalnych.Czakowskiprzyjąłgomniejserdecznieniż
zwykle.Niezacząłodpytania,którymzawszewitałMurka:
Kiedyżdoktorzdecydujesięprzejśćztegoswegomagistratu
donas?Natomiastpowiedział,żejestzajętyiskierowałMurka
doswegozastępcy,doktoraŻytniewicza.
TugoteżpoupływiekwadransazłapałtelefonpannyCeliny.
Byłpanprezydentmówiłaprzestraszonymgłosemstrasznie
siępieklił,żepanadoktoraniema,żewczorajcośpoleciłpanu
doktorowi,atoniejestwykonane...
Murekmruknął„dobrze”,przeprosiłŻytniewiczaipopędził
domagistratu.Pamiętałowczorajszymzarządzeniuprezydenta,lecz
niebrałtejdyspozycjipoważnie.Iterazchciałmutowyperswadować,
toteżniezachodzącdosiebie,odrazuposzedłdoNiewiarowicza.
Panprezydentmnieszukał?zwróciłsiędosekretarzaWięcka.