Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–ChcęMaskotkę.
Zbliżyłasiędoniego.Odłożyłaksiążkinabiurkoipogłaskała
gospoconądłoniąpopoliczku,lecztengestbyłdziwnie
nieprzyjemny.
–Naturalnie,kochanysyneczku.Zdostawądodomu,prawda?
Dotegopokoju.–Rozłożyłaręcezuśmiechem.–Jeszczedziś,wtej
godzinie,załatwione,tylkoprzygotujnapiwekześwinki-skarbonki.
–Mamo…
–Przecieżtegochcesz.Zawszeczegośchciałeś.Dostawałeś
wszystko.Historiasiępowtarza.
PodeszładopudłazmieszkańcamiKaczogroduiodrzuciła
kolorowewieko,jakbyniezauważyłasiedzącychnanimpluszaków.
Prosiaczek,zająciWincentyjakopierwsipadlinadywan.Dołączyły
donichnastępnemaskotki,żołnierzykizkarabinamigotowymi
dostrzału,figurkizwbudowanymiprostymimechanizmami,dzięki
którymmogłysięporuszać,pięknaBarbiewbalowejsukni.
Nadywaniepomałutworzyłsiętłum.Wolfpodszedłbliżej,apocisk
zpluszowegokotatrafiłgobezboleśniewłydkę.
Mamanieszukałaniczegokonkretnego,bawiłasię
wkatapultowaniezabawek.Dopierogdywyciągnęłajednego
zfurbych,przestała.Odwróciłasię.Trzymałagozabiałyczub.Ten
furbyumaszczeniemprzypominałniecopingwina–miałczarne
futerko,białybrzuchiróżoweuszkaorazczujnikświatławkształcie
chmurki.Patrzyłprzyjaznymioczamiodługichrzęsachispokojnym
spojrzeniu.Wolfprzypomniałsobie,jakwyjąłmubaterie,bochciał
uruchomićinnązabawkę.
–Gdziejestdrugi?Miałeśdwa.
Drugibyłbiaływciemnełatki–jakdalmatyńczyk.Niebyłosensu
sięwypierać.Najwyraźniejwylądowałniżejwpudle,wystarczyło
pogrzebać.Potwierdził.Mamatylkonatoczekała.