Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jużdochodziłamdodrzwi,kiedyuderzyłomniejak
gromzjasnegoniebauczucie,żezmieniłamsięodczasu,
gdywidzieliśmysięporazostatni.Przybyłomikilka
kilogramów.Chybanienatakąmodelkęliczył,gdypisał
SMS-a...
Otworzyłmi,zanimzapukałam.
–Olga!Świetniewyglądasz!
Byłampewna,żesobiekpi.
–Świetnie,żeprzyjechałaś.Takczułem,żebędziesz
ubabci.
–UStryja.Terazontammieszka.Wieszotym.
–Zabrzmiałotozbytgorzkoidodałamczymprędzej:
–Ciebieteżmiłowidzieć,Guciu!
Wymieniliśmypowitalneuściskiiusiedliśmy
naspróchniałej,równiestarejjakdominigdy
nieodnawianejławce.
–Napijeszsiędomowejrobotycydruzlodem?Sąsiad
masadirobi.Naprawdęsmaczny–zaproponował.
–Jestemroweremistraszniedziśgorąco,więctak,
dlaczegonie.–Posłałammułobuzerskiuśmiech.
Przyniósłposzklancedlamnieidlasiebie.Przezchwilę
siedzieliśmywciszy,bożadneznasniewiedziało,
odczegozacząć.
–Burzaidzie–powiedziałampierwsza.–Widzisz
teszelfowechmurynazachodzie?Otam,nadlasem.
–Wskazałamplacemnaciemnoszarąsmugęnadpasem
zieleni.
–Szelfowe?Odkiedyznaszsięnachmurach?–zapytał
zrozbawieniemGucio.
Naigrywasięzemnie,pomyślałam.Jakzastarych