Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przesady.Skromne,choćantycznemeble,perskidywan
nadrewnianychpodłogachimnóstwoobrazów
naścianach.Tozapamiętałamnajbardziej,gdydziesięć
lattemubyłamtuporazostatni,napogrzebie.
Kumojemuzadowoleniunicsięniezmieniło.Mogłamsię
napićkawyzporcelanowejfiliżankiwdrobnyroślinny
wzór.Mogłamteżrobićcoś,cozażyciaTeresybyło
mikategoryczniezabronione–graćnafortepianie.
Coprawdaumiemniewielewięcejniż
Wlazłkotek
napłotek
,alemimokatorżniczejpracywpodstawowej
szkolemuzycznej,którąukończyłam,niezraziłamsię
igracałyczassprawiamiprzyjemność.Niestety,przy
babcewirtuozcezawszewypadałamblado,adotego
słuchałamniekończącychsięlamentów,żemoje
niewprawnepalceiwątpliwysłuchrozstrojąinstrument.
Słońceskłaniałosiękuzachodowii–jaktobywa
napoczątkusierpnia–ptakizaczęłyśpiewaćnieznośnie
głośno.Ichwrzaskbyłkontrastemdlaciszy,którazapadła
międzynami,itowłaśnieonawdzierałasięboleśnie
wmojągłowę.
–Nodobrze–podjęłampozbytdługoprzeciągającym
sięmilczeniu.–Powiedz,comyślisz.
–Rób,cochcesz–odpowiedział,wolnoprzenosząc
namniespojrzenie.–Jesteśbardzodzielna.
Byłamzła,aletylkotrochę.Dostałamwolność,
aprzecieżotomichodziło.Żebymóczczystym
sumieniemzrobićto,cochcę.
–Powiedzmitylko,dlaczegonaprawdęchcesztam
jechać–dodałpochwilizpowagą,akcentującsłowo
„naprawdę”,ajegowzrokświdrowałmojeoczy.
Wświetlesłońcamożnabyłodostrzec,żeichzielone
źrenicesąokolonezłotawymiwiankami.Tak,wiankami