Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
najcenniejszegozkruszców.Woddaliliniahoryzontuzdawałasię
zniknąć,jakbyzostaławchłoniętaprzezzłowieszczymasywciem-
nychchmur.Brunatnapłachtazkażdąchwilązawłaszczałacoraz
większepołaciebłękitnegonieba,jakbyszykowałaarenęwalki
pomiędzydobremizłem,jasnościąimrokiem,życiemiśmiercią.
Wiatrzkażdąchwiląprzybierałnasile.Jużniekołysałgałę-
ziami,aledąłzcałąmocą,jakbychciałzmusićkoronydrzew,
abyoddałypokornepokłonyprzedzbliżającymsięmajestatem.
Zotchłaniposępnychchmurdocierałygroźnepomrukigrzmo-
tów.Razporazdałosięzauważyć,jakponurątońnieba,prze-
szywająfleszebłyskawic.
Nadciągałżywioł.
Zbliżałsię.
Przybywał,abyukazaćświatuswąpotęgę.
Zawsze,kiedysłońcejużzajdziezahoryzontem,wówczaspo
przeciwnejstronieniebawidaćjakprzestrzeńpochłaniaciem-
ność.Jestdelikatna,zazwyczajwydajesięniewinnaitajemni-
cza.Niesiezsobązapowiedźodpoczynkuizasłużonegosnu.
Jednakwtejchwilinawschodziejawiłsięobrazoddającygro-
zkartgotyckichpowieści.Nieboponadhoryzontem,gdzie
każdegoświtumajaczyblaskjutrzenki,terazwyglądałoniczym
rozwartenaościeżwrota,wiodącedokrainyczarnychczeluści.
Światznienackautonąłwstrugachulewnegodeszczu.Woka-
mgnieniuuliceprzeistoczyłysięwrwącepotoki.Kropledeszczu
zimpetemuderzaływszybyiparapety,aichdźwiękprzypomi-
nałtaktyszatańskiejsymfonii.Imbardziejniebiosastawałysię
mroczne,tymwyraźniejbyłosłychaćgrzmotypiorunów.Epi-
centrumburzyzmierzałowstronękompleksuszpitalnychbu-
dynków.Zoddaliówwidokbyłzachwycającyiniesamowicie
zjawiskowy.Przypominałkumulacjęatmosferycznychwyłado-
wań,jakbyjakaśtajemnasiławskazywałabłyskawicommiej-
sce,wktórepowinnywymierzaćsweciosy.Zakażdymrazem,
kiedyrozgniewanenieboprzeszywałoślepiającyblask,natych-
miastrozlegałsiępotwornyhuk.
29