Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
iosiemdziecięcych…Zmroziłomniewtedy.Myślałem,
żemiejscowirzucąsiędoataku,aleonistalispokojnie.
Jakbywiedzieli,żetakbędzie.Jeszczewtedyciągle
chciałemaresztowaćtychbandytówioddaćpodsąd.
Kazałemmiejscowymobłożyćbudyneksuchątrawą
ipodpalić.Chciałemichwykurzyćjakrobactwo.Pokilku
minutachwgęstymdymiewyszliwszyscy,alenie
pozwoliłemmiejscowymichruszyć.Moiludzieskrępowali
imręceizapakowalidosamochodów.Jużchciałem
odjeżdżać,alepodszedłdomnieprzywódcawioski.
Zachęcił,bymzajrzałdownętrzabudynku.Wśrodku
leżałyrozczłonkowaneciałazakładników.Napastnicy
poprostuichpokroili.Pościanachściekałakrew,
wnętrznościwalałysiępopodłodze.Itenfetor.Byłem
tamtylkochwilęiniemogłemgozsiebiezmyćprzez
tydzień.Wońśmierciicierpienia.Brudnyzapach…
Brunoznowuzamilkł.Zacisnąłustaipłytkooddychał.
–Dotarłodomnie,cosiętamstało–mówiłdalej.
–Kobietyzdziećmischowałysięwbudynku,ale
napastnicyichznaleźli.Pozabijaliwszystkich,alezagapili
się.Możetakrozsmakowalisięwsprawianiucierpienia,
żeniezauważyliutratyprzewagi?Kiedyzrozumieli,cosię
dzieje,zabarykadowalisięwśrodku.Liczyli,żejakoś
imsięudauciec.Gadaliozakładnikach,bochcielizyskać
naczasie.
–Oddałeśichpodsądwkońcu?
–Możnatakpowiedzieć–skrzywiłsięwojskowy.
–Wyszedłemdoswoichludziikazałemimuwolnić
aresztowanych.Apotemodjechaliśmydobazy.
Widziałempodrodze,jakmiejscowiprzygotowują
zmarłychdopogrzebu,zbierająciałaiopatrująrannych.
Jednazkobietzdjęłażyweniemowlęzmartwejmatki
inałożyłajenaswojeplecy.Życietoczyłosiędalej,tak
poprostu…
–Acostałosięznapastnikami?
–Tegomogęsiętylkodomyślać–mruknąłBruno–ale
jestempewien,żeumieralidługo...
–Ocooniwłaściwiesiętakmiędzysobątłukli?
–Zanimodjechaliśmy,zapytałemprzywódcywioski,