Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
iwówczasprzestanącięszukaćwWarszawie.
PomysłniebyłzłyiMurekpostanowiłtakpostąpić.Zamiast
zamierzonejpółgodzinkiprzesiedziałzArletkądodwunastejigdysię
rozstawali,otylebyłjużpewny,żenajutroumówiłsięznią
nasiódmą,odrazuwhotelu.
—Tylkouważaj,bycięnieśledzili–ostrzegłją–bomożeoni
podejrzewają,żetyzemnąsięspotykasz!
—Skądże–zaśmiałasię–odkądnadałamimtęrobotęuCzubana,
sąpewnimnieiżadenokiemniemrugnie.Omniesięniebój.Poradzę
sobie.
—Alesłuchaj,Arletko–przytrzymałjejrękę–jakbyśmnie
chciaławkopać,towiesz,że...
—Głupijesteś!–oburzyłasię.
—No,todobrze.Dowidzenia.Jutroosiódmej.
—Osiódmej.
AleosiódmejMurekniemógłstawićsięnarandkę.Już
wieczorem,układającsiędosnu,miałsilnedreszcze,azranaprzyszła
gorączka.Musiałsięzaziębić,warującowejnocynaSkolimowskiej,
alboleżącnagołejziemipodczółnem.Gorączkaprzedpołudniemtak
sięwzmogła,żechwilamitraciłprzytomność.Przytymdokuczał
mupiekielnybólgłowyidręczyływymioty.Kuzykowazaaplikowała
choremuwszelkieznanesobieśrodkilekarskie:natarłamuplecy
ipiersiterpentyną,głowęobwiązałaręcznikiemzplasterkamicytryny
idałaodwaruzmalin,napoty.
Pomimotogorączkaniespadła,anastępnegodniajeszczewzrosła,
Kuzyk,wielcestroskany,sprowadziłznajomegolekarza,któryorzekł,
żejesttozwykłagrypaizapisałproszki.
Jakkolwiekgrypabyłazwykła,przetrzymałaMurkadziewięćdni
włóżku.Gdysiępodniósł,niemógłsięutrzymaćnanogach,
awlustrzesamsiebieniepoznał:brodaiwąsywyrosłymunadwa
palce,okalającwychudzonątwarzgęstym,ciemnymzarostem.
—Jeszczetydzień,dwa–żartował–będęwyglądałjakpop.
—Myślałem,towarzyszu–klepałgoserdecznieporamieniu
Kuzyk–żejużnamtuwyciągnieszkopyta.No,szczęśliwiewszystko
dobrzesięskończyło.Aleściewgorączcekrzyczeli.Czasamitoipietra
miałem,bodowarsztatujaktodowarsztatu,klienciobcyczasem
przychodzą,awytomajaczeniatakieściemieli.Bałemsię,