Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pałacuprezydenckiego,ładnego,choćniezbytokazałego
budynkuzwanegoVillaSomalia.Domojcajest
drewniany.Nocamiychać,jakwścianachdrążą
termity.Gabeiremawnimnawłasnośćsześćpokoi
iwjednymAbdulkadirmieszkazciotką.Wprezencie
otrzymujeprostą,rozkładanąleżankę.Pierwszejnocyjest
takszczęśliwy,żeniemożezasnąć.Niejesttocienki
kartonwJigjidze,tylkoprawiełóżko.Przekręcasięzboku
nabok.Podchodzidookna,zaktórymwidzikolejny
drewnianybudynekinastępny.Maprzedsobąuśpione
miasto,któregonęciikusi.Wracanależankę.
Szczekającepsyzagłuszająświszczącyoddechciotki.
Potemznówogarniagonagłaeuforia,wstajeiponownie
siękładzie,abypoczućpodplecamimiękkośćszarego
materiałuzworków,wktórychprzywożonozboże
doMogadiszu.Przeciągapalcamipoostrychniciach
pachnącychjeszczeziarnemiziemią.Takzaczynasię
jegonajlepszyrokżycia.Możedlategozpoczątkunie
zauważa,żeojcieczaczynachorować.Słabniezmiesiąca
namiesiąc,apotemcorazszybciejiszybciej.Ztygodnia
natydzień,zdnianadzień.Zpoczątkutylkopoleguje,
gdyupałjestzbytnatrętny.Dłużejłapieoddechwczasie
drogidodomu.Potemniechodzijużnawetdoswojego
bii​bi​to
,barudlabyłychwojskowych,gdziecałymi
dniamiprzyszklaneczce
sha​ah
somalijskiejherbaty
zmlekiem,kardamonemorazgoździkamiweterani
wojskowidebatująnadtym,czyWłosidadzą
imodszkodowaniawojenne.Bywalinatychmityngach
razem.Ojciectrzymałgomocnozarękę,gdyprzeciskali
sięmiędzysto​li​ka​mi.Przedkażdymsięza​trzy​my​wał.Ktoś
wręczałmuartykułzgazetyoWłochachalboprzyciszał
radio,astarszyGabeirewymieniałpozdrowienia,
uśmiechałsię,kłaniał,zagadywałowojennerany.
Potem,gdyzasiedliwzapadniętychkrzesełkach,ojciec
zaciągałsiętytoniem,astarszymężczyznawwypłowiałej
wojskowejkoszuliwkolorzekhakiwychodziłnaśrodek.
Mówiłchrapliwymgłosem.Krzyczał,oskarżał,groził
iwskazywałpalcemmitycznąItalięleżącągdzieś
zaoceanem.Tobyłoichcałeżycie.Niemieliniczego