Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zpłonącegomiasta,otoczonegoztrzechstronprzez
wroga.Potemstajemyznowunakrawężnikuipróbujemy
zatrzymaćktóryśzprzejeżdżającychzszaleńczą
prędkościąwojskowychpojazdów,gdyżznalezienie
działającejjeszczefirmyspedycyjnejniejestjużchyba
możliwe.Jednocześnienieśmiałopróbujęnakłonić
paniądowyjazdubezmebli.Aleonaniechceotym
słyszeć.Jejmążpoległ,dzieciniema,domzostał
zniszczonyterzeczywszystkim,coposiada
idocze​gojestprzy​wią​za​na.
Jeszczewtrakcienaszejrozmowy,nadmiastem
ukazująsięlecącenaniskiejwysokościciężkiesamoloty.
Niewierzęwłasnymoczom,widząc,jakwszyscy
żołnierzebłyskawicznieznikajązulicikryjąsię
wokolicznychdomach.Zostajątylkocywile.Ale
pochwilitam,wgórze,zaczynajużbłyskaćiterkotać.
Achtak!ToRosjanie!Itotakblisko!Zadnianie
widzieliśmyichjeszczeztakiejodległości.Zataczająłuk
iostrzeliwujądworzec.Wreszcieodzywasięnasza
artyleriaprzeciwlotnicza.Ciężkiemaszyny,którym
towarzysząmyśliwce,unosząsięiopadająjakstatki
napeł​nymmo​rzu,iza​wra​ca​jąnawschód.
Ol​brzymcofaswemacki,jakbysięsparzył.Bramastoi
jużjednakotworem.Wdrodzepowrotnejdoszpitala
czujępowiewlodowategowiatru.Popołudniupanuje
kompletnacisza.Tylkowysokonaniebieniewidoczne
samolotyciągnązasobązamaszystesmugi.Idęwsłońcu
przezgłębokiśniegjeszczerazprzezTurnierplatznad
Węgorapą.Jemiołuszkiwydziobujązkrzakówczerwone
ja​go​dy.Ni​ko​gotu​tajniema.Wszy​scyjużsiępo​że​gna​li.
Wie​czo​rem,pozmroku,jestemjeszczerazwnaszym
kościele.Odnalotubombowegominionegolata
przychodziliśmytutajcodziennienawieczorne
nabożeństwo.Drzwiwyrwane,odgłównegowejścia
ciągniesięmiędzyławkamizaspaśnieżna.Siadampod
ambonąinapożegnanieśpiewam:„Tyśnaziemi
najpiękniejsząozdobąiklejnotem,JezuChryste,
Pa​niemój,To​biechcęsiępo​wie​rzyć”1.