Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
myszy?Tymsięzainspirowała.Tłumaczyłem,żetoraczej
imiędlaklaczy,alesięuparłaijuż.
Amożetego?Poczęstowałamgokapralem,widząc,
żeskręcanastępnegopapierosa.
Zapalił,głębokowciągnąłdymiwydmuchałzbłogim
uśmiechem.
Takiegojeszczeniepaliłem.Mocnyjakdiabli.
Przezchwilęsiędelektował,alemiałamwrażenie,
żejednocześniecośmuchodzipogłowie;żejakieś
sprzecznemyśliwnimwojują.
Paniekomisarzu…zwróciłsiędomilczącegodotąd
Sarny.
Nocóż,pomyślałamzlekkimsmutkiem.Jaknaprawdę
ważnasprawa,todokomisarza,niedomnie.
…niejestempewien,czymisiętylkoniezdawało,
więcwrazieczego,niechmipanniezarzucablagiinie
oskarżaofałszywezeznania.
Sarnamiałminęponurąiniewróżącąnicdobrego,był
tojednaknaturalnywyrazjegotwarzy.
Słucham,panieDrożdż,ocochodzi?
Niktpanaonicniebędzieoskarżałwtrąciłam
pospiesznie.
Dorożkarzspojrzałnamniezwdzięcznością.Widząc,
żeniechcerozstaćsięzpapierosem,chociażjużparzy
mupalce,poczęstowałamgonastępnym.
Śmiało,proszęmówićzachęciłam.Sampan
powiedział,żepolicjantkibardziejludzkie.
Powtarzam:tomógłbyćzwyczajnyprzypadek
jeszczerazsięzaasekurowałalemamwrażenie,
żeprzezcałądrogę,toznaczyodplacuTeatralnego
naRotundęśledziłnascyklista.Iwięcejpaństwu
powiem:czułem,żepasażerjesttegoświadomy.
WLETNISOBOTNIWIECZÓRKRĘCIŁOSIĘPOWARSZAWIE
WIELUCYKLISTÓW,wczapkachalbozgołągłową,ten
natomiastmiałeleganckiczarnykapeluszzszerokim