Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Po​zbyć?
Upiłłykpiwaiza​śmiałsię.
Odesłaćgdzieś.Przecieżniezabić.Onajest
szalona,alenieniebezpieczna...chociażpaniKlems
chybasięjejboi.
Wes​tchnąłrazjesz​cze,głę​biejiroz​pacz​li​wiej.
Taktowy​gląda.Całeży​ciezwa​ria​tami.
Ponownieskinąłemgłową.Niepoto,bysięzgodzić,
leczżebyniekontynuowaćrozmowy.Marzyłem
opowrociedodomu.Natomiastdoktornajwyraźniej
zamierzałjeszczeposiedzieć.Wykonałemnieznaczny
ruchsugerującychęćwyjściacośpomiędzy
wierceniemsięawstawaniem.Spojrzałnamnie,
mru​żącoczy.
Jestwtobiecoś,comisięniepodobastwierdził.
Mamwrażenie,żetyiEledobrzebyściesię
do​ga​dali.
Uśmiechnąłemsiękrzywo,aleniewypowiedziałem
żadnegozesłów,którecisnęłymisięnausta.Zawsze
mógłmniejsub​tel​niena​zwaćmniewa​ria​tem.
ZatrzecimrazemoElejużnietylkousłyszałem.
Wziąłemudziałwgłupiejipodłejrozmowie.Pewnie
nigdyniezgodziłbymsięwniejuczestniczyć,gdybynie
dziwacznynastrój,wjakiwpadłem.Częstozdarza
misięwpadaćwdziwacznenastroje,alewtedy
musiałemczymśwypełnićpustkęponiezdrowejpasji,
któ​rejbez​owoc​niepo​świę​ci​łemwielemie​sięcy.
Zaczęłosięododwiedzindoktora.Złożyłmibardzo
nietypowąpropozycję,poczymignorującmoje,
przyznaję,słabeprotestyzabrałdoniedużegodomu
wmiasteczku.Piętrowybudynekmiałfasadęwkolorze
brudnegoróżu,anawycieraczcewesołynapis: