Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
natodziwnezaj​ście.Co,niewi​dzisz,kimje​stem?
Imięwasz​mo​ści?spy​tałwoźny.
Ja​kubCop​pe​nole.
Agod​ność?
Poń​czosz​nikspod
TrzechŁań​cu​chów,
zGan​dawy.
Woźnysięcofnął.Oznajmiaćtakichgości,jak
burmistrzeiławnicy,niechbyjużuszło;lecz
pończosznikówtojużwydałomusięzawiele.Kardynał
stałjaknazarzewiu.Ludcałysłuchałipatrzył.Otojuż
oddwóchdniJegoEminencjagłaszczeteflamandzkie
niedźwiedzie,bymócniecoprzyzwoiciejnaświatich
wyprowadzić,atu,ottobiemasz.Zbytostra
nie​przy​stoj​ność.
AletużzarazzbliżyłsiędowoźnegoWilhelmRymize
zwy​kłymswympół​u​śmie​chemszep​nąłmunie​znacz​nie:
OznajmijmistrzaJakubaCoppenole,pisarzaławników
mia​staGan​dawy.
Kar​dy​nałpod​chwy​ciłgło​śno:
Woźny,oznajmijmistrzaJakubaCoppenole,pisarza
ław​ni​kówprze​świet​negomia​staGan​dawy.
Byłtobłąd.WypadałosamemujużRymowizostawić
skręceniekarkuprzygodzie.Coppenoleakuratwłaśnie
po​sły​szałroz​kazkar​dy​nała.
NaKrzyżPański!wrzasnąłgłosempiorunującym.
Nie,powiadam!Nie!JakubCoppenole,pończosznik
ibasta.Słyszysz,woźny?Nikrztywięcej,nikrztymniej.
NaKrzyżPański!Pończosznik,albotomało?Niebójsię,
JegoMośćksiążęniejednąrękawiczkęznalazłwmojej
poń​czo​sze...
Wybuchłyśmiechyioklaski.Wszelkidwuznacznik
natychmiastzostajewParyżuzrozumiany,awięcteż
ina​tych​miastzo​sta​nieuczczony.