Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wie,którympozwoliłamprzychodzićdosiebie,mielituswojestoliki,farby,papieryimój
nadzórnadtym,coijakmalowali.Podostawalipierwszenagrodynaogólnonigeryjskim
konkursie.Niewymuszałamnanichnic,alebyłotopięciorozdolnych,chętnychdopracy
bachorków,któremalowałyto,cosamechciałyijakchciały.Czasemrzucałamimjakieś
sugestie,aleniebyłatożadnaingerencja.Miałypracowaćsame.Lubiłyprzychodzić.Zawsze
byłyprzepychankizinnymidziećmi,którewiedząc,żezpoczątkuniebardzomogłamrozróżnić
ichbuzie,podstawiałysięzatamtenzdolne”.Byłyczasemtakbezczelnewswoichkłamstwach,
ajataknimirozbawiona,żesadzałamjenawolnychmiejscach.
Gdyprzyszedłterminwysłaniaprac,naglerysunkamizająłsięnauczycielrysunków...
Kredki,farbywręku,zacząłpoprawiać...Odebrałammujewporę.Rektorprzyszedłwięcmi
pogratulować(bobyłatotakżematerialnanagrodadlaszkoły),aleteżuprzytomnić,żencośza
coś”iżeterazjestwporządku.Przecieżtojazajmujępokójdlanauczycieli!Przezemnieoni
musząsiętłoczyćwsekretariaciewczasieprzerw,boniemająswoichmiejsc.
Niemyślałamotym.Aponieważzmojejinicjatywypowstałotoncośzacoś”,chciałam
miećtedzieciusiebiewpokoju,byznimipracować.Uznałamsprawęzanaturalną.Niemiałam
wyrzutówsumienia.Mojaosobadostarczałatutyluatrakcji!Ajamiałamto,czego
potrzebowałam,bypoprostuprzetrwać.
Przerwywlekcjachdawałyoszałamiającytumult.Małe,czarne,nieoswojonejeszcze
dziecizrywałysięzeswoichławekjakzłańcuchówi-kumojemuzdumieniu-nicmitonie
szkodziło.Nauczyłamsiępracowaćwbrewwszystkiemu:ogłuszającymwrzaskomdzieci,
podglądającymmnieprzezuchyloneszybkiwścibskimoczom,ciągłemuprzerywaniupracy
przeznieoczekiwanewizyty-otwieraniadrzwiprzeznauczycieli,rodzicówdzieci,samedzieci,
znajomych,krewnychznajomych,znajomych,znajomych.Wbrewtemu,żepoczątkowo
nieznanesiłyruszaływszystko,cobyłowpokoju.Zastawałamrozlanytusznastolei
rozpoczętymrysunku.Papieryleżałynietak,jakjezostawiałam...Zczasemtominęło.
MiałamswojemiejscewIlorinie.Maciejzdobyłmipłytępaździerzowąnaścianęi
pomalowałnabiało.Mogłamdoniejprzyszpilaćkolejnerysunki,bymócsamejsobierobić
korektę.Wtensposóbmiałamteżkolejnewystawkiswoichprac,któreutwierdzałymnie
wprzekonaniu,żeniemarnujęczasu.Miałamkrzesło.Drugiekrzesło.Stół.Stoliczekna
papiery.Byłomidobrze,gdyzgrzanapodrodze,siadałam,podpierałamgłowęnaręce,bychoć
trochęsięukryć,imaczałampiórkowtuszualbobrałamkredkęlubołówek...
Wzetknięciuzbiałączyszarąkartkąpapieru,uciszałysięmojenieustannewątpliwości.
Przezpokoikprzewijałosięmnóstwomodelizeszkołyispozaniej.Byłtoczas,gdyrysowałam
wszystkich,którzytegochcieli.Stosowałamzasadę-jedenrysunekdlatego,ktomipozował
(dobrze,zazdrętwieniekarku),drugidlasiebie-doschowania.
-Madame,narysujmnie.Chcęmiećportretnadłóżko.
Dobrze.Rysowałamwramachciągłychpalcówek-tenpierwszy,ładniejszy,itendrugi,
dlamnie,wktórymniewahałamsiępokazaćbrzydoty,smutku,przerysowania.Tychrysunków
wolałamniepokazywać.Niechciałampłoszyć.
36