Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
NastępnespotkanieztymcozawszenazywałamnAfryką”,byłoparęlatpóźniej.
Zapragnęłamzostaćkapitanemokrętu.Ogarnęłamniemaniaprzepływaniaszalonychmórz,
dryfowanianatarmoszonychprzezfalestatkach,przemierzaniadzikich,rozświetlonych
słońcemplaż.Wpokojurobiłamszałaszkoca,wszystkowokółbyłowyspąotoczonąoceanem,
stale
groziłominiebezpieczeństwozestronyskradającychsiętubylców...Wypatrywałampomocy,
machałamflagązsamegoczubkapalmy.
-Ratujcie!Jestem!Żyję!-wołałam.
wkońcujednegodniastołek,którystałnakrześle,zachybotałsię,ajaznim.Ostatnią
deskąratunkuzdawałsiębyćbrzegszafy,naktórejstałszklanyklosz...Chwyciłamsięgo.
Miałampaskudnierozciętąrękę.Długobolało,alewpamięcipozostałomito,co
widziałamwtedyoczamiwyobraźni:faleoceanu,białeplaże,palmynawietrze-poprostumoją
Afrykę.
Właśnieskończyłasięwojna,taprawdziwa,zktórejnaszemiasteczkobyłoodmiesięcy
jużwyłączone.Poszłamzgromadkązklasynawagary.Amożebyłotopolekcjach?
ZnaleźliśmysięnałąkachmiędzyKarczewemaOtwockiem.Koniecmaja.Czerwiec?Niebo
niebieskie,wysokie,zielonetrawy.Ikwiaty.Zrywającje,nagleznalazłamsięnapagórkowatej,
piaskowejprzestrzeni.Wiałtulekkiwiatrisypałdrobinamipiaskunapochylonekamienne
tablicepokrytehebrajskimiliterami.Zaskoczyłamnienieoczekiwanainnośćtegomiejsca.Było
jaksen,wktórypolatachniemogłamuwierzyć.Podobnedostąpnięcianadrugąstronęświata...
Zaistniałowemniejakdrogowskazwmojejwiecznejnostalgii.Jakwyspanaoceanie.Wyspa?
Zjasnymipiaskamiunoszonymiprzezwiatr.Ztajemniczymszyfremnapisów.
Miałamdziewiętnaścielat,byłamnarzeczonąMacieja,którymiałdwadzieściajeden.
SzliśmyulicąŚwidnickąweWrocławiu.Plucha,szaruga.Ciemnoizimno.
-Maciej!JachcędoAfryki!-eksplodowałam.
Odtądmojekaprysy,zmiennościichandrykwitowanebyłysłowami:
-Aha,znowuchceszdoAfryki?
Chciałam.Wczytywałamsięwopisywiatrówzachodnich.Monsunów.Sztormów.Ciszy
namorzu.Samotności.Przygód.Conradowskietropiki,gdziekolwiekbysięnieznajdowały,
jakkolwiekbysięnienazywały,zawszebyłymojąAfryką.Afryką,którawydawałasię
nieosiągalna.
DopierogdyMaciejteżzacząłchcieć,aobojepotrzebowaliśmywyjazdujakdopływu
powietrzadopłuc,gdynaszemałżeństwodobiegałoćwierćwiecza,asynowiemoglisiębeznas
obyć-wtedywszystkozaczęłosięstawaćmożliwe.Decyzjęułatwiłonamsamożycieze
swoimikłopotami,którezamiastsięzmniejszać,wciążnarastały.Wyjazdniebyłjużzachcianką
-byłdeskąratunku.Czytakąjakpodstępnybrzegmojejszafy?
Podjęliśmypierwszekrokiwstaraniachowyjazd.Trzebabyłoczekać.Czekaćnaznak.
8