Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Iobawiałsię,żetenpotwornyobrazzachowasięwjego
pamięcinadługo.
Monotonnepiskiaparatupodtrzymującegożycie
przerwałchłodny,kobiecygłos.
–Dzieńdobry,Bruno.Kompilacja,jedenastarano.
Wersjazero,dziewięć,jeden.Kompilacja,dziesiątarano.
Wersjazero,dziewięć…
Brunowestchnąłisięgnąłposmartfon,uciszającalarm
ipaplaninęEry.
Znówzacząłnerwowowodzićpalcemposzybie
inkubatora,jakbytomiałodaćmupewność,żejegomała
córeczkaporadzisobiebezniego.Żejejdelikatnepłuca
niezawiodą,asamoobserwowaniebrzuszka–przez
niego,Dorotę,krzątającesiępielęgniarki–niepozwoli
imnapoddaniesię,choćnachwilęzawahania.
Takbardzochciałzostać.POWINIENzostać.
–Jedź–szepnęłaDorota,ściskającmocniejjegodłoń.
–Toważnydzień,potrzebującię,jedź.Będęzniącały
czas.Gdybycośbyłonietak,odrazuzadzwonię.
–Ale…kiedybędzieszmusiałagdzieśiść…
–zaprotestował.
–Nibygdzie?
–Dotoalety,naprzykład.
–Zawołampielęgniarkę.Pozatymitakcałyczas
jąobserwują.
Brunospojrzałnieufnienaczarneokokamerylewitujące
jaksatelitanadgłówkąDiany.
–Urwęsięwcześniej–obiecał,zoporemchwytając
kurtkę.–AjeśliOliwierbędziebucemikażenamzostać
dopóźna,powiemmu,żebysięwypchał,izłożę
wypowiedzenie.Wnosiemamodprawę.
–Twardziel.–Dorotauśmiechnęłasięicmoknęłamęża
wpoliczek.–Będziemynaciebieczekać.
Kiwnąłgłową.Podszedłdocóreczkiiporazostatni
spojrzałprzezszybę,zutęsknieniemchłonącwzrokiem