Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
widzeniapociemniały.Znówgorączkowozamrugałam,alewszystko
rozmazywałomisięprzedoczami.Obawiałamsię,żezarazzemdleję,
choćwalczyłamztymuczuciem.Jeszczetylkonajwyżejminuta.
Wytrzymam,jeślisiępostaram.Przezminionyrokpróbowałam…
Próbowałam…
Otaczającemniedźwiękiprzycichły,asłowawybrzmiaływsali.Nie
byłamwstaniemówićdalej.Miałamściśniętegardło.Rozejrzałamsię
wokoło,alenierozumiałam,cosiędzieje.
Wjednejchwiliświatstraciłkolory.
Tewszystkiepięknestroje,wszyscyzebraniwokółgościewyglądali
nawypłowiałych,zupełnie,jakbyktośwyssałzsalicałykontrast.
Nikogojużnierozpoznawałam.Każdatwarzwyglądałataksamo,
każdaosobawydawałamisięszara,bladairozmyta,aszumwuszach
zagłuszałwszystko.Kompletniezdezorientowanawodziłambezradnie
wzrokiempozebranych.Czułamsię,jakbymojeciałogorączkowo
szukałokotwicy,czegoś,czegomogłabymsięuchwycić.
Tam.
Ktośtambył.Osobawyróżniającasięztłumu.Osoba,która
wprzeciwieństwiedopozostałychniestraciłakoloruiwyglądała
zupełnienormalnie.Poczułamulgę.
Wśrodkutłumudostrzegłamchłopaka,którypatrzyłnamnie
szerokootwartymioczami.Wyglądałjakuczeńpierwszegoroku,był
więcrok,możedwalatamłodszyodemnie.Szatynwbiałym
pomiętymgarniturzeiciemnozielonejkoszuli.Kiedynaszespojrzenia
sięspotkały,szumwmoichuszachnaglezamilkł,podobniejak
dudnieniewgłowie,ipoczułamsiętak,jakbymnareszcieznalazła
lekarstwonaudrękętrzymającąmnieodwczorajwswoichszponach.
Wytrzymałmojespojrzenie.Mojąulgętymczasemzaczęło
zastępowaćinneuczucie.Wyszłozżołądka,któryzawiązałsię
wciasnysupeł.Ogarnąłmniebezgranicznychłód.Serceścisnęło
misięzbólu.Najpierwchciałampłakać,potemcośzniszczyć
wgniewie,anastępnieskulićsięwkącie,byletylkojakośprzetrwać
tenstan.Ikiedydosłownieparaliżowałomnieprzeszywające,lodowate
zimno,twarzchłopakasięzmieniła.Zniknąłzniejzdrowyrumieniec,