Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jedenzadiutantównastępcy.
–Żołnierzeteżmówiąmiędzysobą,żetomusibyć
kłamstwo–odparłśmielejurzędnik.
Następcazwróciłkoniaipojechałdodolnejczęści
parku,gdzieznajdowałsięjegopałacyk.Byłatowłaściwie
jednopiętrowaaltana,wzniesionazdrzewa.Miałaformę
ogromnegosześcianuzdwomawerandami:dolnąigórną,
którewkołootaczałybudynekiwspierałysięnamnóstwie
słupów.Wewnątrzpłonęłykagańce,więcmożnabyło
widzieć,żeścianyskładająsięzdesekrzeźbionychjak
koronkaiżesązabezpieczoneodwiatruzasłonami
zróżnobarwnychtkanin.Dachbudowlitejbyłpłaski,
otoczonybalustradą;nanimstałoparęnamiotów.
Serdeczniepowitanyprzezpółnagichsłużących,
zktórychjedniwybieglizpochodniami,drudzypadli
przednimnatwarz,następcawszedłdodomu.
Wmieszkaniunaparterzezdjąłzakurzonąodzież,
wykąpałsięwkamiennejwannieinarzuciłnasiebiebiałą
togę,rodzajwielkiegoprześcieradła,którezapiąłpod
szyją,awpasieprzewiązałsznurem.Napierwszym
piętrzezjadłkolacjęzłożonązpszennegoplacka,garstki
daktylówikielichalekkiegopiwa.Potemwszedłnataras
budowliipołożywszysięnakanapieokrytejlwiąskórą,
kazałsłużbieodejśćinatychmiastprzysłaćnagórę
Tutmozisa,gdyprzyjedzie.
Okołopółnocystanęłaprzeddomemlektykaiwysiadł
zniejadiutantTutmozis.Gdyciężkowszedłnataras,
ziewając,książęzerwałsięzkanapy.
–Jesteś?…Icóż?…–zawołałRamzes.
–Więctyjeszczenieśpisz?…–odparłTutmozis.
–Obogowie,potyludniowejmordędze!…Myślałem,
żebędęsięmógłprzedrzemaćchoćbydowschodu
słońca.
–CóżSara?…
–Będzietupojutrzealbotyuniejnafolwarku,
ztamtejstronyrzeki.
–Dopieropojutrze!…
–Dopiero?…Proszęcię,Ramzesie,ażebyśsięwyspał.
Zbytwielezebrałocisięwsercuczarnejkrwi,skutkiem