Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
MężczyznawmaseczcestałnabrzegustawuwParku
Oliwskimirzucałkaczkomkawałkisałaty.Rwałliście
nadrobnefragmentyiciskałdowody,gdzieptaki
łapczywiejerozdrabniałyprzedpołknięciem.Mały,naoko
sześcioletnichłopczykprzyglądałsiętemuzfascynacją.
Mężczyznazauważyłgojużdawno,aleudawał,żejest
inaczej.Pozwoliłciekawskiemudzieckuzbliżyćsię
doniego,podczasgdymatkachłopcasiedziałanaławce
nieopodal,wpatrzonawekransmartfona.
Odpowiedzialna
matka
,pomyślałzgorycząmężczyznaiwyrzucił
wpowietrzekolejnągarśćstrzępkówsałaty.
–Dlaczegonierzucaimpanchleba?–spytał
chłopczyk,spoglądającnaniecodziennedlaniego
zjawisko.
–Czymamaciniemówiła,żeniepowinnosię
rozmawiaćzobcymi?–odpowiedziałpytaniem
mężczyzna,nieprzerywającwcześniejszegozajęcia.Jego
głosbyłtakłagodnyiciepły,żedzieckomimowolniesię
uśmiechnęło.
–No,alepanniejestobcy–odpowiedziałchłopiec
zwahaniemwgłosieipodrapałsiępokarku.
–Doprawdy?–Mężczyznaprzestałrzucaćsałatę,zdjął
maseczkęztwarzyiuśmiechnąłsięlekkododziecka.
–Nowłaśnie,topan–powiedziałuradowanymgłosem
chłopczyk.–Zawszepantutajprzesiadujeikarmikaczki
sałatą.Dlamnietodziwne,bomamazwyklerzuca
imchleb.
–Chlebszkodzikaczkom.Łabędziomtakże
–powiedziałmężczyzna,spoglądającdobrotliwie