Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wybrzmiećostatnietaktypiosenki,wktórejRobertSmithzapewniał,
żenigdywięcejniebędzieczysty.
Jegowłasny,osobistyhymn.
Wyłączyłodtwarzacz,wygramoliłsięzauta,trzasnąłdrzwiami
imachinalnie,praktyczniebezudziałuświadomości,włączyłalarm.
Zaczerpnąłkilkagłębszychoddechów,niczymalkoholik
połykającykolejnełykiukochanegonapoju.Byłgotów.Przynajmniej
natyle,nailetowogólemożliwe,kiedyczłowiekzdążanaspotkanie
ostatecznegorozwiązania.
+++
Damianuchyladrzwiizzaciętąminąoznajmia„jestem”.Nie
odpowiadam,zresztąniepotrzebujezaproszenia,byusadowićsięobok
mnie.Zdecydowanymruchemzapinapasy.Niewiedziećpoco,skoro
chcezostaćtrupem.Najlepszydowódnato,żeprzyzwyczajenie
rzeczywiściejestdrugąnaturączłowieka.
Odpalamsilnik.Wewstecznymlusterkuczytam,żeobiekty
zanamibliżej,niżmyślę,wcojakośnigdyniepotrafięuwierzyć.
Mojażonabyłacałymmoimświatemwypalanaglepierwszy
zdzisiejszychpacjentów.Wprzypływiedobregohumorulubięichtak
nazywać.Oniwszyscychorzy.Ażezapóźnonaleczenie?Cóż,
tocorobięmożnanazwaćszczególnąformąeutanazji.
Kochałeśmówięcicho,możliwe,żezbytcicho.
Niezdawałemsobiesprawyjakwielkątragediąbyładlaniej
utratapracy...kontynuujespowiedź.Czasyciężkie,więc
zasuwałemnadwaetaty,żebyzwiązaćkonieczkońcem...Nietylko
tegoniedoceniała,towręczodpychałonasodsiebie.Myślałem,
żedlatego,żeniepoświęcamjejdośćuwagi.Toteż,jednakAsię