Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁCZWARTY
Royo
MiastoUmbria,Yusan
K
ludziegłupi,naiwniludziechodzązrękamiwkieszeniach,ale
iedyjestempoddrzwiami,nichujanieczujęjużpalców.Inni
mnieniestaćnapodobnągłupotę.Niestaćmnienaczaspotrzebny
nawyswobodzenierąkaninaotrzymanieciosu,któregobymuniknął,
gdybymzrezygnowałzogrzaniasobiedłoni.
Alewróciłemjużdodomu.Domtodośćśredniochroniącaprzed
wiatremszopapołożonanatylebliskoSol,żeczućsmródrzeki.
Zatoczynszwynosijedenzłotymuncodwamiesiące,więcnigdzie
sięstądniewybieram.
Przedwejściemdośrodkarozglądamsięwposzukiwaniuoznak
włamania.Oknazamkniętenagłucho.Wyblakłedeskidokładnietam,
gdziepowinnybyć.Usatysfakcjonowany,otwieramkolejnetrzy
zasuwy,pakujęsiędośrodkaizapalamkaganek.
Wchałupiemamprawietakzimnojaknazewnątrz.Kiedy
wychodzę,niezostawiamrozpalonejkozy,botozwyczajnastrata
pieniędzy.Aledzisiajtrochętegożałuję.Potrzebujęciepła
itrzaskającychpłomieni.
Dorzucamdopieca,którybudzisięzpowrotemdożycia,
iogrzewamdłonieprzytlącychsięwęglach.Trwatokilkaminut,ale
wkońcurozgrzewamsięnatyle,żemogęsięzabraćdoswojego
rytuału.
Wystrójmamraczejubogi:stół,dwakrzesła,dużesiedziskoprzy
kozie,łóżko,umywalnia.Wstajęiupewniamsię,żezasłonywoknach