Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
miłośnikówhistorii.–Odwracamsię,bioręzbiurkaulotkę
zinformacjaminatemattejgrupyipodajęjąbrunetowi.–Miłego
weekendu.
Nadąsaniopuszczająbezsłowasalęwykładową.
Wszyscysportowcysątacysami:egoistyczni,niewierni
inarcystyczni.Imaszjakwbanku,żezłamiąciserce.Ijesttojeden
zpowodów,dlaktórychdekadętemupostawiłamnanichkrzyżyk.
Mążmojejnajlepszejprzyjaciółki,WestonKershaw,tochlubny
wyjątek.AleWestiMelznająsięoddzieciństwa,aonniepozwolił,
abydogłowyuderzyłymusławaipieniądze.
Wtelefonieuruchamiamisiębudzikizzadużegobiurkawyjmuję
skórzanąteczkę.Stukamwekran,abywyłączyćalarm,poczym
pakujęsięnaspotkaniezpaniądziekanwydziałuhistorii.
Szybkoprzechodzęprzezrozciągniętykampus,kierującsię
dogłównegobudynku,wktórymznajdujesięgabinetpanidziekan.
WArlingtonwstanieWirginiajestdziśpięknyjesiennydzień.Choć
jestnatyleciepło,żenietrzebazakładaćokryćwierzchnich,tojednak
długirękawjestkonieczny.Delektujęsięwidokiemkolorowychliści
opadającychzestarychdrzew,aotaczającemniebudynkizcegły
prezentująsięuroczowotoczeniujesiennychbarw.Nanagiejszyi
czujęchłodnywietrzyk.Przezmojeciałoprzebiegalekkidreszcz
iobejmujęsięramionami.Kiedynadworzepanujechłód–tylkowtedy
–rozważamzapuszczeniewłosów.Alemojelokisąmocnoniesforne
iwiem,żegdybybyłydłuższe,doprowadzałybymniedoszału.
WchodzędogłównegobudynkuUniwersytetuArlingtonimoim
krokomtowarzyszystukotobcasównazabytkowychpłytkach.
Dotarłszydogabinetu,pukamlekkodolakierowanych,dębowych
drzwi.
–Proszę–dobiegazzanichjejgłos.
Zuśmiechemwchodzędoznajomegopomieszczenia.Dziekan
Morrispiszecośnakomputerze,podnosijednakwzrok,kiedy
zamykamzasobądrzwi.Kącikijejustsięunosząizdejmujeokulary
wsrebrnychoprawkach.Maczarnewłosyprzyprószonesiwizną,spięte