Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zajmować.
Tonaszgeniuszkomputerowy.Wszyscyinni
funkcjonariuszezostaliwysłanidozabezpieczenia
demonstracji,amusiałamkogośzabrać...
Ach,rozumiempowiedziałDominik,przyglądającsię
uważnieSoni,cowprawiałowcorazwiększe
zakłopotanie.Możeszskorzystaćznaszegowozu.Jest
dużyinapewnowygodniejszyniżtabelkapoddrzewem,
naktórejsięopierasz.
Nie,dzięki.Niechcęwamzasmrodzićwozuodparła,
wskazującnaswojebuty.
Mężczyznazaśmiałsięserdecznie.
Niemiałaśjakichśbutówochronnych?
Miałabym,gdybyzgłoszeniedotyczyłosamobójstwa,
alejechałamwinnejsprawiedosądu,atutrafiliśmy
przypadkiem.
Wkażdymrazieponawiamzaproszeniedonaszego
wozu,mytamprzewozimytakierzeczy,żezapachtwoich
butównapewnoniepogorszyjegostanu.
Sposób,wjakiDominiksiędoniejuśmiechał,mówiłjej,
żepodrywał.Mężczyznabyłuroczyizabawny.Ale
napewnoteżodniejmłodszy.Soniapróbowałaocenić,
oilelat,zanimzdecyduje,jakzareagowaćnajegopróby,
gdypoczuławibracjetelefonuwkieszeni.Spojrzała
nawyświetlacz.Pojawiłosiętamnazwiskojejdawnego
przełożonego,RobertaLwa,któryjużniepracował
wpolicji.Łączyłaichjednakdalejwspólnasprawa.
Przepraszam,muszęodebraćpowiedziała,podając
Dominikowiwypełnionyformularz.
Jasnepowiedziałiodszedł,zostawiającaspirantkę
samąpoddrzewem.
Soniaodebrałatelefon.