Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
–Cholera...–mruknęłapodnosemdosiebie.Byłasama.
Jejpartnerzostałwwozieprzedbudynkiem,aona
broczyławswoichnowychbutachwcuchnącejmazi
wypływającejzwisielca.Zgłoszenieniewyglądało
poważnie.Pookolicyodparudniwałęsałsięagresywny
piesnależącydowłaścicieladomu.Sąsiadzgłaszał
sprawęwielokrotniewciągutygodnia,aleprzeciągające
sięstrajkiwstolicynadwyrężyłymocnomożliwości
policji.Wrezultacienikogodozgłoszenianiewysłano.
Gdysąsiadzadzwoniłponownie,tymrazemujawniając,
żechodziowielokrotnienotowanegoprzestępcę,dyżurny
zkomendyzadzwoniłdofunkcjonariuszy,którzyakurat
bylinajbliżej.Wracalizsądu.Mielizrobićnotatkęiwrócić
dobazy.Tyle.
–Adam,powiadomszefostwo.Mamywisielca–
powiedziałapochwiliaspirantkaprzezradioodbiornik.
Spróbowałaruszyćnogą.Butniestetysięprzylepiłnatyle
mocno,żegdyszarpnęła,wylądowałastopąwsamej
skarpetcewkałużyobok.
–Nojapier...–wykrzyknęła,aleniedokończyła,
bozobaczyła,żezdrugiejstronypokojuprzyglądałasię
jejdziewczynka.Mogłamiećniewięcejniżdwanaścielat.
–Mieszkasztu?–zapytałazupełniezaskoczona
policjantka.
–Nie,obok–burknęładziewczynka,wpatrującsię
wwisielca.
–Długotustoisz?
–Dopieroprzyszłam.Zobaczyłam,żepsyjadą,tosię
zaciekawiłam.
–Mówisię„policja”,anie„psy”.Tobardzonieładnie.
–Tuwszyscymówią„psy”.
–Toniejestmiejscedladzieci.Idźdoradiowozu