Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
V
Zgliszcza
P
wijącychsiękręto.Pogodalśniłanadnimcudowna,alezłote
anTeodorKościeszaszedłwolnodróżką,wśródpólkłosistych
uśmiechysłoneczneniezgasiłyponuregowyrazuwjegociężkiej
twarzy,jakbywykutejzjednejbryłyskalnej,takbyłazgrubaciosana
imartwawswychtopornychliniach.Złomyczołaipoliczków
wklęsaływgłąbpodnaporemoczu,jaknitypłaskichijaknity
żelaznychwbarwieiwyrazie.Włosyczarnesterczałynagłowie
twardo,najeża;wąskrótki,przystrzyżonyitakażbroda,okalająca
sztywnokamiennyprofil.Dwiewładzebyłycechąwybitnejtejtwarzy;
wzbudzaładreszczstrachu,lęku,jakprzedjasnowidzącym
i,magnetyzującsiłądziwną,potrafiłapanować,braćofiary,któreidą
zniewolone,leczzodrazą.Całapostaćwielka,ociężałasunęła
rytmicznie,ruchemnieconiedźwiedzim.Ręcezałożonenaplecach
trzymaływdłoniachlaskęibyływciągłymruchu,palceprzebierały
kurczowonibyprądemelektrycznymporuszane.Szedłzgłowąpełną
myślioAndzi.ZabrałzWilczarpomimojejprotestu,gdyżdrażniły
gowycieczkizJasiemSmoczyńskim,wreszcieostatnio
zOlelkowiczem.
Pocosięjużitenprzybłąkał?…
Aleprzerwanasielankawilczarskaniezmieniłasytuacji.Jaśbywa