Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
6
Ulicabyłakolorowaiczysta,adomywyglądały
bajkowo.Wierzyćsięniechciało,żewtakimotoczeniu
możesięzdarzyćcośzłego.Alewkażdejbajcejest
przecieżzływilkalboinnepaskudztwo,pomyślałKruk,
naciskającprzyciskdomofonuprzyfurtcewiodącej
naposesjęzastrzelonegoAlbertaAdamiaka.
Tak?usłyszałzniekształconyprzezgłośnikkobiecy
głos.
KomisarzSławomirKrukzpolicji.
Nicsięniewydarzyło.Głosznowusięodezwał:
Coztego?
DopaniPaulinyAdamiak.
Zadźwięczałbrzęczyk,Krukpchnąłfurtkęiwszedł
zaogrodzenie.Drzwidomuotworzyłysięipojawas
wnichszczupła,naokotrzydziestopięcioletniakobieta,
wroboczymstrojuusmarowanymbiałąfarbą.
DzieńdobrypowiedziałKruk.
Niewiadomodlaczegospodziewałsię,żebędziedużo
starszaiotyła.WidziałkiedyśAlbertaAdamiaka
iwyobrażeniejegożony,jakiewytworzyłnaswój
użytek,współgrałozwyglądemjejmęża.Tymwiększe
wrażeniezrobiłananimrzucającasięwoczy
delikatnośćkobiety.
PaniAdamiak?
Nieznacznieskinęłagłową.Miałabladątwarz,
półprzytomnespojrzenie,sprawiaławrażenie,
żemyślamijestzupełniegdzieindziej.
Czyzechciałabypanizemnąporozmawiać?