Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
najedynymwolnymkrześle.
BartoszKanianieodpowiedział.Niezwróciłnawet
głowywjegostronę.Zatoprawnikażzapiałzurazy.
–Copanopowiada,paniekomisarzu.Bardzosię
cieszę,żepanprzyszedł.Comogędlapanazrobić?
Krukpopatrzyłnaniego,apotemnasiedzącego
nastołkupodścianąjeszczejednegomężczyznę,który
miałnasobieczarnygarnitur,jakbywłaśniewrócił
zpogrzebu.Wyglądałnatakiego,którywolipogrzeby
odwesel.ByłrówniewielkiipotężnyjakKania.Itak
samogapiłsięzaokno.Napoliczkachnosiłkilka
paskudnychblizn,asamatwarzZdarzałysię
przyjemniejszeoblicza.
TakiktośwbiurzeKanitobyłocośnowego.
–Niezpanemchcęrozmawiać–rzekłKruk
doprawnika.
–Atociprzykrość.–Prawnikzasępiłsięzadziwiająco
szczerze.Wyglądałnazdruzgotanego.
–Noicomyterazzrobimy?
Krukniemiałochotyuczestniczyćwkomedii
reżyserowanejprzezKanięigranejprzezjegoaktorów.
JednakmógłprzebywaćwbiurzeDrobareksujedynie
dlatego,żeonimupozwalali.Niemiałżadnych
prawnychpodstaw,abytuwejść.Wkażdejchwilimogli
gogrzeczniepoprosić,żebysięwynosił,ajemunie
zostanienicinnego,jakrówniegrzecznieposłuchać.
–WzeszłąśrodęktośzastrzeliłAlbertaAdamiaka.
–Krukrzuciłtozdaniewprzestrzeń.
–Coztego?–odparłprawnikgłosem,którystałsię
odrobinęchłodniejszy.
–Rozpytujemyjegoznajomych.Możecoświedzą.