Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałII
Niepojadęzatyle,przecieżwiesz,jakąstawkę
bioręwiłazdenerwowanaBiankaprzeztelefon.
Nierozumiem,jakaustnaumowa?Ktosięumawiał,
bochybanieja.Cozciebiezanegocjator?Mówisz,
żemaszmniedość?Toraczejjamamciędość.Przelało
się.Koniec!Isięwyłączyła.Wściekłaskasowała
nazwiskoswojegomenedżerazlistykontaktów.
Byłzupełniebeznadziejnyiwdodatkugburowaty.
Anizniegoorganizator,aninegocjator.Pozatym
łatwiejbyłoskontaktowaćsięzniąsamąniżznim.
Biankaniemiałacieniawątpliwości,żetrzebasięznim
pożegnać,choćichwspółpracatrwałazaledwiepół
roku.Trudno,poradzisobie.Miałaprzecieżdrugiego
agentawAnglii.
Kiedydotarładogarderoby,zobaczyła,żejest
ostatnia.Wszyscymuzycyjużsięrozeszlipopróbie.
Znowubyłasama.Westchnęłaiotworzyłaszafkę.Był
ciepłymaj,więctrzymaławniejtylkotorebkęnaramię.
Chwyciłaiwówczaszszafkiwyleciałakartkapapieru.
Zdumionapochyliłasię,bypodnieść.
ZAŁATWIĘCIĘ,SUKO.
Biankaspojrzałanazamekszafki.Niebyłwyłamany.
Jeszczerazzerknęłanakartkę,jakbyszukającnaniej
jakichścharakterystycznychcech.Niebyłożadnych.
Białakartka,pismokomputerowe.
Zwinęłapapierwkulkęiwrzuciładotorebki.
Westchnęłaciężko.Najchętniejwróciłabydodomu
ipołożyłasiędołóżka,aledzieńsiędopierozaczynał,
aczekałowielezajęć.
Jużwpierwszejchwili,kiedyweszładoMadisona,
miaławrażenie,żektośobserwuje.Obejrzałasięraz
idrugi,lecznikogonierozpoznała.Dokołatylko
anonimowiludziespiesznierobiącyzakupy.Stanęła
przedwitrynąksięgarską,próbująckątemokadojrzeć
nieznanegointruza.Możektośmnierozpoznał,
pomyślała,iterazpatrzynamniezdaleka.Cichy
wielbicielalbo...?