Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Alewiesz,żekiedyśbędzieszmusiałjednakwrócićzakółko?
zapytał.
Mikrusskinąłgłową.
Dlamojegożołądka„kiedyś”brzmiznacznielepiejniż„dzisiaj”
stwierdził,apotemjakgdybynigdynicotworzyłniemalpustąlodówkę
wposzukiwaniuczegoś,czymmógłbyuzupełnićzwymiotowanebraki.
Alfiedopiłwciążgorącąkawędwomahaustami,opłukałkubek
iruszyłdopokoju,podrodzebiorączprzedpokojupokrowiec
ześwieżowypranymuniformemtaksówkarskim.Założyłgo,czując,
jakmarynarkatrzeszczyprzykażdymruchu,aspodniewpijająsię
wkrokiuda.WbrewksywiewspółlokatorabylizMikrusem
podobnegowzrostu,aleAlfiebyłsporoszerszywbarkachiklatce,
adotegołebmiałwiększy,więcsłużbowykaszkietledwonań
wchodził.Żebyniewyglądaćjakostatnikretyn,muzykosadzał
gonaczubkugłowyizsuwałmocnonaoczy,comożeniebyło
regulaminowe,alewyglądałonieźle.Takjakbygroźniej,mroczniej…
Wróciłdołazienki,gdzieprzejrzałsięwlustrze.Nabrał
nieodpartegoprzekonania,żepowinienbyłsięjednakogolić.Ale
wsumiemiałtowdupie.
PowinieneśsięogolićstwierdziłwprzedpokojuMikrus.Miałjuż
nanogachbutyiidentycznyuniform,wktórywskoczyłniewiadomo
kiedy.Toonmusiałodebraćsamochódzdyspozytorniipodkoniec
dyżurugotamzdać,podpisującraportdzienny.Niektórychrzeczynie
dawałosięprzeskoczyć.Wsumiemożejeszczezdążysz,kiedy
jaskoczępowóz.
Alfiewzruszyłramionami.
Jużsięubrałemodparł.
Alefirma…zacząłMikrusiurwał,wiedząc,żetobezsensu.
Machnąłrękąizdjąłzwieszakazapasowykaszkiet.Dobra,
nieważne.Lecę.Ijeszczerazdzięki.
WporządkuwestchnąłAlfie.
Wszystko,żebyśjużnierzygał,dodałwmyślach.Przyszło
munamyśl,żeszkoda,żejegoulubionychpapierosówniesprzedają
nasztukijakwszystkich,kurwa,innych.
***
Dzieńbyłpaskudny.Chmurywisiałynisko,dymzszybówifabryk
zDystryktuGrumliga,zwanegoDzielnicąMgieł,kłębiłsięwięc
naulicach,apadającyrazporazprzelotnydeszczwypełniał