Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
2
Andwele,kierowcaJegora,zjechałlandcruiserem
zpiaszczystejdrogiwbocznąulicę,którawłaściwienie
zasługiwałanatookreślenie.Każdywybójidziurę
wnawierzchniJegorodczuwałwkrzyżujakbolesne
uderzeniemłotka,ajegoramięnieustannieobijałosię
odrzwi.
Wradiuspikerpaplałcośpoangielskuzciężkim
tanzańskimakcentem.Jegorniesłuchałgo.Obojętnie
przesuwałwzrokiempoprymitywnychparterowych
domkachwzdłużtrasy,okolorachwypłowiałychodsłońca
ideszczu,zpopękanymiłupiącymsiętynkiem,
nakrytychblachąalbopostrzępionymiliśćmipalmowymi.
Niektóreniebyłyotynkowane,mimożecegławyglądała
nadosyćstarą.Odfrontustaływcieniukoślawestoliki
zowocamialbowarzywami,azanimisiedziałajedna
kobietaalbonawetdwie.Odczasudoczasuwyłaniałsię
jakiśwarsztat,przedktórymkilkumężczyznczekało
wkuckinapiasku,lubkramik,odktóregoczłapałapowoli
matkaztrójkąmałychdzieci,dźwigającdwiewypchane
foliowetorbyiwzbijającprzykażdymkrokuniedużą
chmurękurzu.JegormieszkałwAfryceoddwunastulat,
odsześciuwTanzanii.Uważał,żenatymkontynencie
wszystko,cozostałostworzonerękączłowieka,wyglądało
albonaniedokończone,albonazrujnowane.
Andweleominąłjakąśwyrwę,niezmniejszając
prędkości.Jegorzacisnąłmocniejpalcenauchwycienad
drzwiami.Dzieciwobszarpanychswetrach,krótkich
spodenkachibezbutówmachałydoniegozuśmiechem.
Domówbyłocorazmniej,zaoknamizaczęłyprzeważać
polakukurydziane,maniokoweiinne,przeplatanedzikim
gąszczem,niekiedyotoczonepalmami.Woddali
wbezchmurneniebostrzelałszerokisłupdymupewnie
ktośwypalałziemię.
NawysokościnędznegopoletkakukurydzyAndwele
skręciłnasamskrajdrogiizatrzymałkrzywosamochód.
Obajmężczyźniwyszlizautawziemisto-słodkawyżar