Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Nauczyłamsiępływać,bomiałamdobrego
nauczyciela–powiedziała,uśmiechającsięnostalgicznie,
kątemokazerkającnamęża.Robertsięskrzywił,aona
ciągnęła:–Gdymiznajdziecierówniefantastycznego
nauczycielawszkółcenarciarskiej,tomożesięskuszę.
–Nauczycielamijazdynanartachsąprzeważniemłodzi
faceci,którzyniezwracająuwaginapodstarzałeflirciary
zbliżającesiędoemerytury–bąknąłRobert.
Orłowskawyprostowałasięnakrześleizmierzyłamęża
wrogimspojrzeniem.
–Wypraszamsobienazywaćmniepodstarzałąflirciarą.
Aniniejestemstara,aniniejestemflirciarą,aninie
zbliżamsiędoemerytury.Totobiejestbliżejdowieku
emerytalnegoniżmnie.
–Raczejnie,bowiekdlamężczyzntosześćdziesiąt
pięćlat,adlakobietsześćdziesiąt.Orokpóźniejniż
tymogęzostaćemerytem.
–Jeszczedługoniezamierzamzostaćemerytką.Będę
sprzedawaćswojepodkoszulkidokońcamojegopobytu
natymziemskimpadole,domomentu,gdyniebiosa
wezwąmniedosiebie.Najpierwdobutikubędękuśtykać
olasce,apotempomagającsobiebalkonikiem.Niemam
zamiarubraćodZUS-utejichjałmużny.
–Mamuś,togłupota.–Dodyskusjiponowniewłączyła
sięIza.–Jeślityjejnieweźmiesz,toZUSwręczyjąjakimś
opasłym,brzuchatym„pięćsetplusom”,żebybezrobotni
tatusiowieBrajanówmieliwięcejforsynapiwo,amatki
Dżesiknanowetipsyidoklejanerzęsy.Lepiejwięc
będzie,żebyśpobierałanależnąciemeryturęizanią
kupowałacukierkiswoimwnukom.
–Wracającdonart,myzWikąniepojedziemy–zabrał
głosKrzysiek.–Jestempotrzebnywklinice.
–Nie!–wrzasnęliwspólnieErykiKamil.–Mychcemy