Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
DrugimkumplemmojegomężawPolscebyłAdam,kolegazestudiów.Jego
żonaBożena,okulistka,równieżznimistudiowała.Zkolegamizklasy,
którychjarównieżmiałamprzyjemnośćpoznać,kontaktsięurwał.Teraz
Robertotaczałsięlekarzami.Niezabardzopasowałomitolekarskiegrono,
zktóregowiększośćopróczpracywszpitaluczyprzychodnimiałarównież
prywatnąpraktykę.Posiadalipieniądze,więcbyłoichstaćnanowe,dużo
młodszeżony.
Muszęprzyznać,żemojeobawycodoRobertaokazałysiębezpodstawne.
Byłwspaniałymmężemiojcem.Częstozastanawiałamsię,czegotaksię
bałam.Myślałam,żeprzynimnigdyniezaznampoczuciabezpieczeństwa,
żebędziemizawszetowarzyszyłstrachprzedpotencjalnymimłodszymi
rywalkami.Takjednakniebyło.Osiągnęłamwmiaręstabilnyspokój.
Wiedziałam,żeRobertmniekochaiżejestemdlaniegonajważniejszą
kobietą.Nieinteresowałsięmłodszymi.Owszem,potrafiłdostrzecurodę
dziewczyn,alenazasadzieobserwatoraestety,aniekonsumenta.Kobiety
kokietowałygo,nawetuwodziły,onjednakniereagował.Liczyłamsiętylkoja.
Pamiętałomoichimieninach,urodzinachiorocznicyślubu.Zawszebyły
kwiatyiprezenty.
Razmniewyjątkowozaskoczył.
WpewnąsobotęnapoczątkulipcazaprosiłmnienakolacjędoWierzynka.
Pojechaliśmytaksówką.UkwiaciarkinaRynkukupiłkwiaty,dałbanknot
BiałejDamie,nakarmiłgołębieipoprowadziłmniedorestauracji.
PowystawnejkolacjizrobiliśmysobiemałąprzejażdżkęDrogąKrólewską
naWawel.PrzyjemniebyłoprzytulaćsiędoRobertaisłuchaćodgłosu
końskichkopyt.
–Malutka,kiedyostatniojechaliśmydorożką?–zapytał.
–Chybajakmieszkaliśmyjeszczewmoimmieszkaniu.Nie,dwalatatemu,
gdybyłunasMarekzrodziną.
–Przyjemnie,prawda?Gdybyjeszczekońbyłbardziejeleganckiipoczekał
zzałatwianiemswoichpotrzebfizjologicznych,ażwysiądziemyztego
pojazdu,byłabypełniaszczęścia–skomentował,gdykońpuściłwiatryprosto
wnas.
–Powiedzmi,zjakiejokazjitodzisiejsześwięto?–zapytałam.
–Hm,niewiesz?Przypomnijsobie.
Zaczęłamsięzastanawiać.Nieurodziny,nieimieniny,nierocznicaślubu,
nieDzieńKobiet.Niewiedziałam.
ZrobiliśmyrundkęiwróciliśmynaRynek.Robertpomógłmiwyjść,
zapłaciłdorożkarzowiipoprowadziłwstronęWieżyMariackiej.
–Wchodzimy–zarządził.
–Wpuszcząnas?–zdziwiłamsię.
Wpuścili.Pokonaliśmykilkasetstopniizdyszanidotarliśmynagórę.
Wprowadziłmniedomałejsalkinaszczyciewieży.Zaskoczona,ujrzałam
pięknienakrytystolikzpalącymisięświecamiibutelkęszampanachłodzącą
sięwkubełku.