Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ależeoddziałstałwmiejscu,gotowy,zaznaczająctosterczącymi
wnieboproporcamiwamarantowo-białychbarwach,zawrócili
inapowrótskrylisięzapagórkiem.Chwilajednak,asformująszyk,
iruszą.
Remiszewskirozejrzałsięjeszcze.Jeśliwytrzymawmiejscu,ale
niezmienipozycji,tylkopatrzeć,jaknapiaszczystymwzniesieniu,nad
nimi,pojawisiępiechota.Wtedyinabagnetyniebędziemusiała,
wystarczy,żedajedną,drugąsalwęwskupioneniżejczworoboki.
Wiedziałteżjednak,żenowejkomendywydaćterazniezdąży.Póki
niepójdziepierwszaiskra.Iniepadnienaproch.
Kozacyznówwyskoczylizzawzgórza.Choćniebyłtoszyk
typowejszarży,szliposwojemu;rzadko,kłusem,niskoschyleni,tak
żewidaćbyłoniemaldenkaichbaranichczap,zpikamiwysuniętymi
doprzodu.
Gotujsię!głosBudkiewiczabyłniski,dziwniespokojny.
Majoromiótłspojrzeniempolanęiczworobokiprześwietlone
słońcem,równe,czekającewmilczeniu;ichspokójścisnąłmunagle
serce.
Kiedykłusprzeszedłwgalop,apojedynczyjeźdźcy
wysforowywaćsięzaczęlinaczoło,zerknąłprzezramię,jakby
przynaglonyczyimśupartym,natrętnymspojrzeniem.Gimnazjalista.
Wciążkucałtam,gdzieskryłsięzapotrzebą.Tylkokrakuskęmiał
teraznasuniętąnaczoło.
Pal!krzyknąłBudkiewicz.
Salwabyłanierówna.Jakprzypolowaniu,wkompaniiochoczej,
lecznieostrzelanejjeszcze.Oświcie,powesołejnocy,cowciążzełba
dymi.
Pojedynczepyknięcia,potemseria,jakprzyodpalaniusztucznych
ogni.
Alewrażenietosamo,cozwykle.Najpierwwaląsiękonie,potem
jeźdźcybrodaci,wburych,przepasanychnakrzyższynelach
spadajązkulbak,wzupełnejprawieciszy.Idopierocałagama
dźwięków.Boipalbazróżnejbroni.Jękliwiegwiżdżąsztucery.