Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Jeślizarazsobieniepójdą,będęmusiałajezabraćzpowrotem
doośrodka.Idźciesobie!Nojuż,słodziaki!Jużczas.Jeślibędęwam
potrzebna,wiecie,gdziemnieznaleźć,aleterazmaciesobiepójść!
–darłamsięnaskaczącepuchatekulki.Naglepoczułam,żebardzo
chciałabymsięwyplątaćztejsytuacji.
Możenocnawyprawanarybywtowarzystwietojednaknie
najlepszypomysł.Zwyklebyłnaprawdęsympatyczny,zachowywałsię
jakdobryznajomy.Nigdynierobiłosiędziwnie,aleostatniozaczął
przesadzać.
Króliczkisłuchałyjakurzeczone.Wyglądałydośćkomicznie.
Inagle,jaknarozkaz,radośniepokicaływróżnychkierunkach,
niektóreprostodolasu,innewgęstezarośla.Jakbytylkoczekały
napoleceniezmojejstrony.
Spojrzeliśmyposobieoczamiwielkimijakspodki.
–Wow–mruknąłCliff.–JebanaksiężniczkaDisneya.
–Okej…chybamożemyjużiść.Podrzuciszmniepodrodze
doDona?–zapytałam,gdyruszyliśmywstronępikapazaparkowanego
niedalekoprzyścieżce.
Tobyłajednaznajwiększychzaletpracywparkustanowym
–możliwośćjeżdżeniasamochodempowszystkichdróżkach
iduktach.
Nibyniewielka,jasne,alejednaknabieraonaznaczenia,kiedy
cotydzieńmusiszporuszaćsiępoobszarzeośmiusetdwudziestu
dziewięciutysięcyakrów.
Zrobiłosięchłodniej,chociażsłońcedopierozaczynałospełzać
znieba.Toznaczyło,żejesieńjesttuż-tuż.Mojaulubionaporaroku
iidealnyczasnazbieraniegrzybówdoantypasożytniczegokoktajludla
księżycówek.
Wsiedliśmydopikapaiznajomymidróżkamipojechaliśmy
dogłównejdrogi.Cliffzatrzymałsamochódprzybramie,chwilę
pogadałzestrażnikiemiruszyłdalejwkierunkuośrodka.