Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przerażonegoczłowieka:
–Ratunku!Zabiłmnie!Ludzie,jajużnieżyję!
Skoczyłemdookna.Napodwórzustałokilkaosóbzprzerażeniemobserwujących,
jakpiesgoniwłaścicielakamienicy.Zażywnystarszypan,trzymającwręcekapelusz
izrozwianympłaszczem,biegłwstronęklozetekstojącychwrogupodwórza.
Przerażonydopadłjednejznichizimpetemzatrzasnąłdrzwizdobnewmisternie
wyciętypółksiężyc.Wilk,złowrogowarcząc,przywarowałobokbardaszki.
–Gazorgospodarzachcezjeść!–zawołałemiobejrzałemsięwstronęWrześniów.
Mikryskrzywiłsięipstryknąłpalcami.
–Odwołajcietegorzeźnika,aletakwtrymigi.Niechcęwtejkamienicyżadnejdraki.
Robcikwzruszyłramionami,wstałodstołuipodszedłdookna.Przezchwilęz
satysfakcjąnagębieoglądałzamieszanienadziedzińcu.Gwizdnąłprzeciągle.Naten
sygnałAzor,jakbyodniechceniaizwyraźnymociąganiempotruchtałwkierunku
czarnychschodów.Pojakimśczasierozległosięskrobaniedodrzwi.Robertposzedł
dosieni,bywpuścićpsadomieszkania.Azorwbiegłdopokojuiradośniezamachał
ogonem.Siadłprzywaziezresztkąpiwaiproszącopodniósłłapę.
–Nabiegałosięstworzenietoigosuszy!–roześmiałsięMikry.–Dajciemupiwa,
zasłużyłsobie.
Wyjąłemzestojącegoobokstołuwiklinowegokoszabutelkę.Azorprzymilnie
zaskomlałizastygłwoczekiwaniu.
–Namteżpolej!–Robcikpalnąłpięściąwstół.–ToastzAzoremspełnimy!
Ferajnagruchnęłagromkimśmiechem.
Poniespełnagodzinierozległosięgłośniełomotaniedodrzwi.Rozbawione
towarzystwozdawałosięniezwracaćuwaginarosnącyrumor.
Robcikobejrzałsię,poczymwzruszyłramionami.
–Jajużotwierałem.Więcejzelówekścieraćniebędę.KropnijsięHrabia,młody
jesteś.Sprawdź,kogocholeraniesie.
Poszedłemzobaczyć,ktodobijasiędomieszkania.Otworzyłemdrzwii
zmartwiałem.Na
progustał
przodownikpolicjiwtowarzystwie
dwóch
posterunkowych.Zzaichplecówtrwożniewyglądałwłaścicielkamienicy.Stójkowy
bezceremonialnieodepchnąłmniewgłąbkorytarza.Władzawkroczyłanasalony.
IV
.
Wyprężonyjakstrunastójkowystałzewzrokiemskierowanymna
dwugłowegoorłazdobiącegogabinetkomisarza.Poczuł,jakposkronispływamu
kroplapotuNieśmiałjejobetrzeć.Wuszachciągledźwięczałmugłosprzodownika:
nTośmusiałbraciemocnonawywijać.SamMikołaszkapociebieposłał.Żegnajsięz
rodziną.Gacieciepłezabierz,bowcytadelizimnonawetwlipcu…”Zezdziwieniem
zezowałnaniechlujnieubranegomężczyznę,któryrozsiadłszysięwfotelustojącym
wrogugabinetu,paliłcygaro.Cotakiłachrobiukomisarza?Tożjalepszychz
wynklalolągonię–myślał.Komisarzzdawałsiębyćbezresztypochłonięty
przeglądaniemaktzgromadzonychwteczceogrubych,brązowychoprawach.Powoli
imetodycznieprzerzucałluźnekartki.Zsąsiedniegogabinetudoszedłodgłos
przewracanegomeblaistłumionyjękbitegoczłowieka.Konstantinowskrzywiłusta