gonasiłę.Jemunaprawdębyłodobrzetak,jakbyło.Lubiłswoje
życie,niepotrzebowałniczmieniać.
–Zadwadnijestemumówionanarozmowęznowąlekarką
–powiedziaławkońcuichociażchłopakspodziewałsięusłyszećcoś
podobnego,niemógłnicporadzićnato,żenatychmiastpodniosło
musięciśnienie.
Onewszystkiebyłytakiesame.Niechciałyuprawiaćznimseksu,
niechciałychodzićznimnaimprezy,więcpocomuwłaściwiebyły?
Virginiawymyśliłasobie,żepotrzebujeterapii.Bzdura.Byłjak
najbardziejzdrowy.Możeczasamizdarzałymusięwybuchyzłościczy
bezsennenoce,aleprzecieżradziłsobieztym.Wystarczyłozapalić
blanta.Doczegomunibymiałybyćtewszystkiesiksy?Dotrzymania
zapalniczki?
–Niemożeszwysłaćmipapierówskanem,jakzawsze?–spytał
zmęczonytąrozmową.
Rzuciłkońcówkęjointanaziemięipozwoliłjejzgasnąćwwodzie.
–Mogłabym,jasne,żetak–zgodziłasię.AjednakSimonwiedział,
żeladachwilausłyszyjakieś„ale”.
–Więcczemutegoniezrobisz?
–Powiedzmi,synku,czymówicicośnazwiskoMarissaSmith?
ŚwiatSimonazwolniłnamoment.Niesądził,żejeszczekiedyś
usłyszytoimię.Niemyślał,żezetkniesięztądziewczyną.Jużdawno
pogodziłsięzmyślą,żeMarissapozostałajegonajlepszym
wspomnieniem.
–Niechceszpowiedzieć,że…
–Wyobraźsobie–przerwałamu–żepanienkaSmithdwalatatemu
ukończyławydziałpsychiatriinaManhattanie.Niestetyzpewnych
względówżadnaklinikaniechcejejzatrudnić.Ażktóregośdnialossię
doniejuśmiechnął,bozadzwoniłamdoniejjaizłożyłamjejofertę
pracyzciężkimprzypadkiem,jakimjestmójsyn.
–Niezrobiłaśtego.
–Uprzedziłamtębiednądziewczynęjużprzeztelefon,żeniebędzie
jejłatwo,boSimonjestuzależnionyodalkoholuiseksu,aleuznała,
żedasobieradę.
–Mamo–przerwałjejostro.–Niemożeszjejzatrudnić.Niechcę
jejskrzywdzić.