Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ChwilętemuDewartplanowałprzemknąćniepo-
strzeżenieoboktęgawegomężczyzny,którywciążpod-
pierałjednąześcian,jednakprzytakimobrociesprawy,
kiedywłaśniewpatrywalisięwniegowszyscyobecni
wprzestronnympomieszczeniu,byłotojużniemożliwe
imusiałimprowizować.
–NietrzebatakodrazudrzećsięnaBoguduchawin-
nedziecko.–Pogroziłperonowemupalcem.–Jedyne,
cochcezrobić,topomócrodzinie,prawda?–Nieocze-
kiwałodpowiedzinatopytanie,odrazusięgnąłpopu-
gilaresiwysupłałzniegoparębanknotów.–Którywzór
byśmipoleciła,panienko?
–Amabyćdlażonyczydlacórki?–spytałarado-
śnie.
NadźwięktychsłówDewartpoczułostrybólwser-
cu.Przywołałsięjednakdoporządku.Każdakolejna
chwilazmitrężonawobecnościszpiclagroziładekon-
spiracją.
–Dlamatki–rzekłpochwilinamysłu.
Takiejodpowiedzidziewczynkasięniespodziewa-
ła,bezwiedniespojrzałanatowarzyszącąjejkobietę.
Tauśmiechnęłasięnajpierwdoniej,potemdopoli-
cjanta.
–Polecampanuszanownemubardzodobrejjako-
ściokrągłyobruszkoronką.–Postawiłakosznapo-
sadzce,wyjęłazniegomateriał,rozpostarławrękach,
żebypotencjalnyklientmógłzobaczyćtowar.–Jeden
zostatnich…Wieletakichminiezostało…–tłuma-
czyła.–Starajużjestem…Schorowana…Palcenietak
zręczne,jakkiedyś…
–Samapanitkała?–spytałżyczliwie.
21