Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gdziewrzossięjenopleniodgrotydogroty?
Twardesąludzkiesercaiobcyimżal,
aniołczuwałjedynienaddrogąsieroty.
Delikatnyiciepłyowiewałmięwiatr
igwiazdyznichmisłałyblasksennyizłoty,
jakgdybysamBógOjciecwdobrociswejkładł
spoczynekinadziejępodstopysieroty.
Gdybynawetpodemnąmiałzwalićsięmost
czybłędnyognikzwiódłmięwtońziejącąbłotem-
wiem,żemójOjciecwniebieusłyszymójgłos
iprzytulidołonaubogąsierotę.
Wiem,żejestktośnaniebie,ktododamisił,
choćniemamjużdożycianaziemiochoty,
dziśniebomoimdomem,gdyziemięmrokskrył,
aBógjestprzyjacielemubogiejsieroty[1].
–No,proszę,pannoJane,proszęniepłakać–powiedziałaBessie,skończywszy.Mogła
równiedotrzepowiedziećogniowi:„Niepalsię”.Leczskądżeonamogłaodgadnąć,jakbardzo
cierpię.
PrzedpołudniemprzyszedłznowupanLloyd.
–Jakto?Wstaliśmyjuż?–zapytał,wchodząc.–Jakże,pannoBessie,czujesięnaszachora?
Bessieodpowiedziała,żeczujęsiębardzodobrze.
–Wtakimraziepowinnamiećweselsząminkę.Proszętuprzyjść,pannoJane;panience
naimięJane,prawda?
–Tak,proszępana,JaneEyre.
–Otóżpanienkapłakała;czymożemipanienkapowiedzieć,dlaczego?Czypanienkę
coboli?
–Nie,proszępana.
–Ach!Myślę,żeonapłacze,ponieważniemogławyjechaćzpaniąpowozem–wtrąciła
Bessie.
–Zpewnościąniedlatego.Zadużajestnatakądziecinadę.
Ijatosamomyślałam,adotkniętawmiłościwłasnejtymniesłusznymzarzutem,
odpowiedziałamczymprędzej:
–Nigdywżyciudlaczegośpodobnegoniepłakałam;niecierpięjeździćpowozem.Płaczę,
bojestemnieszczęśliwa.
–O,mogłabysiępanienkawstydzić!–rzekłaBessie.
Poczciwyaptekarzzdawałsiętrochęzdziwiony.Stałamprzednim;przyglądałmisiędługo;
miałmałe,siweoczy,niebardzojasne,aledziśnazwałabymjebystrymi;twarzjego
osurowychrysachmiaławyrazpoczciwości.
Przypatrzywszymisiędowoli,powiedział:
–Wskutekczegotopanienkazachorowała?
–Upadła–rzekłaBessie,znówsięwtrącając.
–Upadła!Toznowujakmałedzieciątko!Czytoonanieumiechodzićwtymwieku?Musi
miećchybazosiemalbodziewięćlat.
–Upadłam,bomnieuderzono–dałamśmiałewyjaśnienie,którewyrwałazemnieznów
boleśniedotkniętaduma.–Aletonieodtegozachorowałam–dodałam,podczasgdypan
Lloydzażywałniuchtabaki.
Wchwiligdywkładałtabakierkęzpowrotemdokieszeni,odezwałsięgłośnydzwonek
wzywającysłużbęnaobiad.PanLloydwiedział,cotoznaczy.
–Tonapannę–rzekł.–Proszęspokojnieiśćnadół;jatutymczasemdamburępannieJane.
Bessiebyłabywolałazostać,alemusiałapójść,gdyżpunktualnośćwporzeposiłkówbyła
surowoprzestrzeganawGatesheadHall.
–Więcnieupadekspowodowałzasłabnięciepanienki,cozatem?–dopytywałpanLloyd
dalejpoodejściuBessie.
–Zamkniętomniewpokoju,gdzieduchpokutuje,itrzymano,nawetkiedysięściemniło.
Ujrzałam,żepanLloyduśmiechasięirównocześniemarszczy.
–Duch!Noco,dzieciakzpanienkikonieckońcem.Boisiępanienkaduchów?