Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
cierpliwiewłaścicielwozów,rzucającniespokojne
spojrzeniawstronękolaski.–Agdzie?Niewidzężadnego
dymu.
–Nie,panie,tonieto–mamrotałdozorca,
uświadomiwszysobie,żeniepotrzebnienarobił
zamieszania.–Niemówiłem,żesiępali,tylkożeogień
tędyprzeszedłicałaziemiazrobiłasięczarnaniby
skrzydłokruka.
–Wielkierzeczy!Icoztego?Możemychyba
wędrowaćpoczarnejpreriirówniebezpiecznie,jak
pozielonej?
–Coteżciprzyszłodogłowy,JoshSansomie,żebytyle
hałasurobićoniciludziprzyprawiaćoprzerażenie?Hej
tam,wy,Murzyny!Zdzielićbydlętapozadachiruszać
mizarazdalej.Jazda!Poganiaćzdrowo!
–Tylkoże,paniekapitanieCalhoun–zwróciłsię
dozorcadomłodegoczłowieka,którytakszorstko
gopotraktował–niewiem,jaktuterazznaleźćdrogę.
–Znaleźćdrogę?Oczymty,człowieku,pleciesz?
Przecieżniezgubiliśmyjejchyba?
–Bojęsięjednak,żezgubiliśmy.Niewidaćjużżadnych
śladówkół.Poszłyzdymem,razemzcałątrawą.
–Acóżtoszkodzi?Potrafimychybaprzebyćszmat
zwęglonejprerii,niekierującsięśladamikół.
Odnajdziemyjeznówpodrugiejstronie.
–Nopewnie–odparłnapozórnaiwniedozorca,który
choćpochodziłzgłębokiegoWschodu,zapuszczałsię
natylekuZachodowi,iżwiedziałcośniecośożyciu
napograniczu.–Jeżelijestwogólejakaśdrugastrona.
Jatamzmegosiodłaniemogłemjejdostrzec,nawet
znakuniema!
–Batemponich,Murzyny,batem!–krzyczałCalhoun,
puszczającmimouszuostatniąuwagę;achcąc