Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zesobązniszczony,żółtoburykocbędącyjedynąjego
pościelą.
–Zajmijcieproszę,mojąpryczę–odezwałsięgościnny
gospodarz.–Jamogędoskonalepołożyćsięnaskórze
rozesłanejnaziemi.
–Piękniedziękuję–odrzekłgość.–Nicnieprzyjdzie
ZebowiStumpowiztychwaszychgrzęddospania.Wolę
miećmocnygruntpodsobą.Zdrowiejmisięnanimśpi,
aponadtoniepotrzebujęsiębać,żespadnę.
–Zróbcie,jakwamwygodniej;jeżeliwoliciepodłogę,
tajejczęśćbędzienajodpowiedniejsza.Pozwólcie,bym
wamskórępodesłał.
–Nicpodobnegoniezrobicie,przyjacielu;byłaby
todaremnastrataczasu.Dziecko,którewidzicie,nie
uznajespanianażadnejpodłodze.Zapościelsłuży
muwyłączniezielonaruńprerii.
–Cotakiego?Niezamierzaciechybaspędzaćnocy
nadworze?–zagadnąłposkramiaczmustangów
zpewnymzdziwieniem,widząc,żejegogośćkierujesię
kudrzwiomzzarzuconymnaramięstarymkocem.
–Towłaśnie,aniecoinnegozamierzamzrobić.
–Aleprzecieżnocjestdokuczliwiezimna.Prawietak
mroźna,jakkiedyszalejepółnocnica!
–Aniechsobiebędzie!Lepiejznosićtrochęchłodu,niż
cierpiećmękiduszeniasię,conieominęłobymnie,
gdybymzostałnanoclegpoddachem.
–Żartujeciechyba,panieStump?
–Młodyczłowieku!–odparłuroczyściemyśliwy,nie
odpowiadającbezpośrednionazadanepytanie.–Minęło
jużbliskosześćlatodchwili,kiedyZebStumpporaz
ostatniwyciągnąłswojestareczłonkipoddachem.
Miałemkiedyścośwrodzajudomuwwydrążonympniu