Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Łomotbyłstraszny.Wypadłychochle,resztabagnetówiwszystkie
widelce.Zdrętwiałem.NaszczęścieMieciowiedział,conależy
wtakiejsytuacjizrobić.Chybateżkiedyśjużwyrżnąłłbemoszufladę.
Chwyciłmniezarękęipociągnąłdosieni.Potemposchodachiprzez
pięterkodoprzejściakustodole.Byłociemno,cichoipachniało
świeżymsianem.
Zagrzebiemysię,tonasnieznajdąporadziłMiecio.
Wydrążyliśmytunelwsianie,anajegokońcudużąjamę.się
spociłem.Wkońcuzrobiłosięcałkiem,całkiem.Cichutko,ciepło
ipachniałołąką,kwiatami,anawetszałwią.Tyle,żeciemno.Nagle
Mieciozauważył,żezgubiłjedenbagnet,cozmniejszałonaszą
przewagęnadbanderowcami.
Ajacyonisą?zapytałem.
Tacy,jakTusioopowiadał.Bardzo,bardzoźli.Mordujądzieci.
Poczułem,żewłazimicośzakołnierz.Możepająk?Brrr!
Niewierćsię!rozkazałMiecio.
Podkoszuląmampająkajęknąłem.
Banderowcygorsi.
Zacisnąłemzębyipostanowiłemprzeczekaćatakpająka.Możenie
ugryzie.Najgorszeteponiemieckie,zkrzyżaminaplecach.
Wkońcuprzestałmniełaskotać,uspokoiłsię.Głębiejwciągnąłem
nosempowietrze,którejeszczebardziejmizapachniało.Mieciojakoś
zasapałi,choćgoszturchnąłem,milczał.Nadsłuchiwałemwalenia
wdrzwi.Chybagdzieśskrzypiałapodłoga.Zdawałosię,żepodemną.
Wymacałemszparę.Cichutkopochyliłemsięizbliżyłemdoniejoko.
Bandabanderowcówpodchodziłapoddom.Prowadził
rozebranydokoszuli,zarośniętychłopzgłowąowiniętąszmatą,
spodktórejciekłakrew.Krzyczał:„ŚmiertLachom,rezatLachiw!”.
Głowęmiałrozwalonąfletemikrzyczałjakbybyłciągleogłuszony.
Innizsiekieramiwdłoniachteżwrzeszczeli.Rąbiąwdrzwi,wpadają
dośrodka,aletamjużnasniema.Podpalająobejście.Odchodzą
wstronęinnychdomównakolonii.Nałąceprzesypanyświeżąziemią
dół.Ruszasię,dochodzązniegojakieśjęki.Ziemiaprzesiąkakrwią,
którasięzniejwylewaipachnieinaczejniżsiano.