Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Musiu,aonaznówsięprzyzywa.Nawetteraz,kiedyidziemy
walczyć.–Iwstałodstołu.
Dlapokazaniaswojejsiłyzacząłwywijaćtoporkiemtakszybko,
żewoczachLucizobaczyłemstrach,boniedoceniałaMiecia.
–No,no–powiedziała.–Niedźwiedziezarazzdechną
ześmiechu.
Miecioznówpowtórzyłmłyńcaztoporkiem.
–Otakwłaśniezałatwiętegogryzzliego!–Znówzamachnąłsię.
–Otak!AZbysiowykończygobagnetem.Iweźmieskalp.
Pocoodrazuskalpować?,pomyślałemiwstałemodstołu.
–Zaraz,zaraz.–Wujeknaszatrzymał.–Nategoniedźwiedzianie
potrzebaażtakiejsiły,boonjużterazsięboi.Uważajcie,żebysięnie
skaleczyć.
TesłowabardzodotknęłyMiecia,botakniewypadamówić
dowojownikównawojennejścieżce.Icojakco,samwidziałem
nawłasneoczy,jakMiecioobchodziłsiędziśztoporkiemićwiczył
nakurze.Wujekchybazrozumiał.Poczochrałnaspogłowach,
anaodchodnymradził,żebyśmyszliskrajemwąwozuoboktych
starych,grubychdrzew,bowtakichzakamarkachniedźwiedzie
najczęściejucinająsobiedrzemkępoobiedzie.Jasne,więcposzliśmy
tamtędy.Miecioztoporkiem,ajazhitlerowskimbagnetem.
Skradaliśmysiępoindiańsku,chowającsięzadrzewa.Miecio
zprzodu,jazanim.Potemskokami.Znówczołganiemiznów
skokami.SłyszałemcorazmocniejszedychanieMiecia,takwnim
rosłasiłaizłość.Wymachiwałciągletomahawkiem,alejakzakrakała
wrona,apotemdrugaiwlesiezrobiłosięcicho,przywarłdomchu
ipokazałręką,żebymteżtakzrobił.No,pomyślałem,Mieciomusiał
jużnierazpolować.Leżeliśmybezruchu.Terazcałestadowron
zaczęłokrakać,jakbychciałyostrzecniedźwiedzia.
Bagnetugniatałmniewbrzuch,więcgowyjąłem,coMiecio
zrozumiał,żeszykujęsiędoataku,aprzecieżtoonmiałpierwszy
zacząć.Podczołgałsiędomnie:
–Robimywojennąnaradę–wysapał.