Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–odrzekłbezprzekonaniaOryński.Rozmówcapokręcił
głowąiwestchnął.Przezmomenttrwaliwmilczeniu.
Niechcącsięzbłaźnić,pochwiliKordianmachnął
podpisywodpowiednichmiejscach.
Gdybyskupiłsięnatreści,zauważyłby,żejego
patronemmiałabyćmecenasJoannaChyłka.Może
udałobymusięjakośzmienićprzydział...Może
zastanowiłbysiędwarazynadpodpisaniemcyrografu.
Możelossprawiłby,żejakimścudemuniknąłby
wpadnięciawwirwydarzeń,któremiałyzmienićjego
życie.
–Super–bąknąłhaerowiec,zbierająckartkiwcienki
plik.Stuknąłnimkilkakrotnieoblat,apotemschował
doteczkiznazwiskiemKordiana.–Będzieszpracował
wpokojudlastażystówipraktykantów.
–Słucham?
–Normalnieaplikantówumieszczamywgabinetach
opiekunówalboobok,aletwojapatronkanieżyczysobie
takiejsytuacji.
–Mamsiedzieć...Czekaj,czekaj,tojakiśbłąd
–zaoponowałKordian.
Przezmyślprzemknęłymusameczarnewizje.Składały
sięzreminiscencjidługichgodzinspędzonych
nazakuwaniudoniezliczonychegzaminów,zarwanych
nocy,wspomaganiasięwszystkim,comogłopomóc,
zdawanianaaplikację...Iwszystkopoto,żebysiedzieć
zpraktykantami?Lepiejjużbyłoiśćdomałejkancelaryjki
radcowskiejnaBródnieimiećświętyspokój.
WybrałkancelarięŻelazny&McVay,botenprawniczy
molochoferowałcoś,cobyłonarynkuunikalne–martwy
przepisprzekuwałwrzeczywistość.Teoretyczniekażdy
aplikantmiałswojegopatrona,wpraktycejednakten
wielkiiszacownymentornajczęściejledwoorientował
się,jakwyglądajegopupil.Aplikancizwykleniewiele
mieliwspólnegozosobą,podktórejskrzydłamiformalnie
sięznajdowali.Tutajmiałobyćinaczej–obiegowaopinia