Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Podajmidziśczekoladędogabinetupana.
–Dogabinetu?–zdziwiłasięMarcelinaiznowuzaczęłachlipać.
Nie,nicniebyłojakzawszejużodparudni.
Zofiapoklepałająpocieszającoporęceiwyszła.
AbydojśćdogabinetuKazimierza,przechodziłosięprzezjadalnię
isalon.Pustotubyłodzisiajicicho.Dziewczynki,byniepatrzyły
natozgorszenie,Zofiawysłaładoswojejsiostry,któraposzła
zasędziegoDobraczewskiegoimieszkaławPułtusku,achłopcy
nacałeszczęściebylinapraktykach.Wsaloniezielonozłotyblask
wpadałprzezokna,tańczyłnabłyszczącychpoliturowanychmeblach
iodbijałsięodczarnejpowierzchnifortepianu.Niechciałasię
tuzatrzymywać.Ciąglebrzmiałyjejwuszachsłowaostatniejrozmowy
zpannąDulpy.
Francuzkasiedziaławtedynaotomanie,aZofianastojącymobok
niejfotelu.Piłyporannąkawę.Byłajakzawszedoskonała:świeżo
zmielona,pachnąca,ześmietankązapieczonąwpiecu…Zofia
pomyślała,żejużchybanigdywżyciuniewypijekawybez
wspomnieńotejrozmowie.Terazniemalprzebiegłaprzezsalon,jakby
chciałaodnichuciec,aleitak,kiedytylkozasiadłazabiurkiem
wgabinecieKazimierza,jądopadły.
–Muszęstądwyjechać–powiedziaławtedypannaDulpy.–Pani
dobrzewiedlaczego.
–Takbędzielepiej–zgodziłasięZofia,wdzięcznazatakądecyzję.
Samaniebyławstanieprzedsięwziąćżadnychkroków.Próbowała
rozmawiaćzKazimierzem,alewyparłsięwszystkiego.Niemalobraził
ją,traktująctak,jakbybyłaniespełnarozumu.
–Znalazłamsięwimpasie–tłumaczyłapannaDominique
zdelikatnymdrżeniemwgłosie.–Mamograniczoneśrodki.Nie
wiem,czyteraz,wtrakciewakacji,znajdęjakąśpracę.Jednakzostać
tuniemogę.Niktniezatrudninauczycielki,którastałasiębohaterką
skandalu.
–Dampanilistznajlepszymireferencjami,skierowanydopanny
Mrozińskiej.Onajużpaniąznaimaopanijaknajlepszezdanie.Mam
nadzieję,żepomożewtejtrudnejsytuacji.Oczywiściewypłacimy
należnośćdokońcawakacji–obiecałaZofia.
–JeślipanLutomierskisięzgodzi.
–Tak,jeślisięzgodzi.–Zofiidopieroterazprzyszłodogłowy,
żemógłbytegoniezrobićipiętrzyćtrudności.
Poobiedzie,kiedyKazimierzschowałsięwswoimgabinecie,
bywypalićwspokojufajkę,przyszładoniego.