Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jednakodjakiegośczasustatekzacząłnabieraćwody
iEvebezwyraźnegopowoduzaczęłaszukaćjakiejś
szalupy.NiewątpiławkompetencjeToma,alezłocisty
blaskguzikównajegokapitańskimmundurzejakby
przygasł.Amożepoprostupodróżtrwałajużzbyt
długo.
Odsunęłaodsiebiebuntowniczemyśliizeszła
poschodkach.
Dzisiajbędziedobrydzieńpowiedziaładosiebie
stanowczo.Niepozwolę,żebyongozepsuł.
Szłaprzezzielony,pełenptasiegoświergotuogród,
corazdalejodpogrążonegowpółmroku,zamkniętego
domu.Powietrzepachniałoświeżością,słońceożywiało
koloryroślin.Przykucnęłaiwpatrzyłasięwbłyszczące
nawłochatymliściukroplerosy.
Uświadomiłasobie,żetopierwszydzieńlata,
itoodkrycienatychmiastpodniosłonaduchu.
Uwielbiaławszelkiegorodzaju„kamieniemilowe”:
urodziny,rocznice,święta,nawetznakinawykresie
wzrostu.Dziśzaczynałsięwyjątkowy,zupełnienowy
dzień.Czułatowgłębiduszy.Zaczynałosięlato,
słonecznedniiciepłe,wonnenoce,nieformalne
spotkaniaprzygrilluikąpielewbasenie.Zakończenie
rokuszkolnegobyłowielkąulgą.Tęskniłajużdoczasu
spędzanegozdziećmi.
Powinnajeobudzić,bypożegnałysięzojcem,ale
wiedziała,żezmęczone,ipostanowiła,żepozwoli
imdłużejpospać.Finneymiałwpołudniemecz
futbolowy,aBrontechciałaodrugiejpojechać
docentrumhandlowego.NieobecnośćTomamiała
potrwaćdwadni,askorodzieciniechodziłyjuż