Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PUSTYKUBEKPOKAWIE
Kręciłemsięprzytechnikach–przyglądałemsięich
pracynamiejscuzdarzenia.Przyznam,żeniechciałbym
byćwichskórze.Pogodaniedopisywała,wiałoizanosiło
sięnadeszcz,dotegowParkuFeliksaNowowiejskiego
roiłosięodśladówwwiększościniezwiązanych
znieboszczykiem.Doceniałemskrupulatnośćtechników,
jednakżewątpiłem,żebyśmyznaleźlicośkonkretnego.
SprawaprzypominałatęwPihonie:pełnoosóbprzeszło
przezterenotwarty,mnóstwoodciskówpalców,butów,
śmieciiniedopałkówpapierosów.Niesądziłem,bybutelki
potanimwinielubpuszkipopiwie,którezabezpieczono
iskatalogowano,miałyjakikolwiekzwiązekznaszą
sprawą.
Widziałemwmordercylepszegoprzeciwnika.
Oddaliłemsięodmiejscazdarzenia.
Zagłębiłemsięwwydeptanąnadzikościeżkęwśród
krzewówidrzew.
Kiedyśstałytutajośrodkikolonijne,teraztylko
fundamentyponich.
Niedziwiłomnie,żeitenterenodgrodzono,nasamym
końcudróżkistróżowałodwóchpolicjantówskierowanych
przodemdoOrlika.Najwidoczniejkomentowalimecz
naboisku,gdyżrozmowyprzerywaliklaskaniem.
–Coturobisz?–PytanieBłonywyrwałomnie