Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Możliwościbyłydwie.
Albobędziedoresztyoburzony,albo…
-Pani…równieżnienależydopospolitych,je-
śliwolnomitozauważyć-odparłzaintrygowany
iuśmiechnąłsięszeroko.Jegojasnetęczówkiwyda-
wałysięterazcieplejsze,aprzeztojakbybardziej…
przystępne.
-Wszystkopanuwolno,przecieżniktniewyjdzie
ztransparenteminiebędzieprotestowałprzeciwko
pańskiemuzmysłowiobserwacji-wzruszyłaswo-
bodnieramionami.
-Zdajesię,żekonwenanseniepanizmart-
wieniem.
-Konwenansedlatych,którzyzamierzajążyć
wedleustalonejprzezinnychnormyisięjejślepo
podporządkowywać.
-Rozumiem,żepanioneraczej…przeszkadzają?
-spytał,znówobracającwtańcu.
-Powiedziałabymraczej,żeniepotrzebnym
utrudnieniem.-Ichdłoniezłączyłysię,bypochwili
znówsięrozdzielić.
-Utrudnieniem…-powtórzyłzaniązdziwną
miną.
Hazelstwierdziła,żejasnowłosymężczyznanie
zachowujesięjaktypowydżentelmenzwyższych
sfer.Byłznaczniebardziejtolerancyjny,nieobrażał
sięaninieunosił,gdypodważałosięzasadyogólno-
przyjętejetykiety.Dziękowałazatoniebiosom,bo
odziwopoczułasię,jakbyznalazławtymtłumieko-
goś,przykimzwyczajniemogłabyćsobą.
15