Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dopilnują,żebynicwięcejniezginęło.
Chłophardouniósłgłowę.
–Aniechta!Niechseprzyjdą,prosimy!Abotosiekieriwidełnie
mamy?Czyjeśłbypolecą.Tojewszyćkonasze!Grontyito,
cojewziemi!–oświadczyłnieustępliwie.
–Jeszczezobaczymy!–warknęłaiodjechała,pieniącsięzbezsilnej
złości.
Sytuacjaprzedstawiałasięniewesoło.Dokogomogłasięudać
naskargę,kiedynaprowincjiprawonieistniało?Niemiałasiękomu
poskarżyć,boaniwładzecarskie,anitymbardziejRządNarodowynie
byłybyzainteresowanejejkłopotami,mającwłasnezmartwienia.Nie
mogłapowstrzymaćgrabieży,niemającodpowiedniejsiły.Tamtejsi
chłopidobrzeotymwiedzieliidrwilisobiezjejbezradności.Gdyby
nawetzebraławszystkichparobkówzMakowa,którzydarlikoty
zsarnickimiludźmi,tobyłoraczejwątpliwe,czypotrafiłabyodzyskać
zagrabioneplony.Rozwścieczenichłopimoglisięmścić,nasyłając
naMakówkozaków,moglinawetspalićpałac.Bylidotegozdolni.
AzresztączyludziezMakowawzięlibyjejstronęwtymsporze?
Zawszekoszulabliższaciału…
PonagliłaMignonizatrzymałasięprzedplebanią.
–Czyksiądzdobrodziejwie,żejegoowieczkiwłaśnieokradająpola
zamordowanegodziedzica?–spytała,wchodzącbezpowitania
dokancelariiplebanii.
Proboszczsiedziałnafoteluprzyszerokootwartymoknie.Trzymał
brewiarz,alesięniemodlił,tylkopatrzyłnasad,gdziepoddrzewami
wróblekłóciłysięospadłenaziemięowoce.Nadźwiękjej
poirytowanegogłosuwolnoodwróciłgłowęiruchemrękiwskazałjej
obiteskórąkrzesło.
–Usiądź,mojedziecko,iniedenerwujsię,boniemapotrzeby
–rzekłflegmatycznie.
Zawstydziłasięswegowybuchuipochyliwszygłowę,pocałowała
staruszkawramię.
–Przepraszam.Nawetniespytałam,jaksięksiądzdobrodziejczuje.
Skrzywiłsiępociesznie.
–Pocostaregopytaćozdrowie?Tuboli,tamstrzyka,stawy
trzeszczą,alenaszczęścietyjeszczenicotymniewiesz.Czekaj,zaraz
każępodaćcośdopicia,bodusznodzisiajjakwlecie.Ciepłąjesień
mamytegoroku.
Najegozawołaniedopokojuweszłagospodyniiwysłuchawszy
polecenia,przyniosłanatacyglinianekubkipełnechłodnejmaślanki