Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zastygłestrugiwodospadu.Niemogłemniepoczućpod
palcamijegomocyipotęgi.Mimoswojejmocarności
drzewonieprzysłoniłojednaktego,comiałyrozlaćzaraz
potoczyścieestuariaporuszenia.
Gdyprzeszedłemdalejzadąb,moimoczomukazała
sięona.Stałaprzybrzegurzekiwśródniedużych
szuwarów.Wliniiprostejoddębuwzdłużbrzegu
niewielkiejdzikiejplażyzarazobokniejstaławsamotnym
utęsknieniupłaczącawierzba,którejliściemuskałylustro
wody.Białasukniaiwłosyspokojniefalująceiopadające
najejodkryteramiona.Podszedłemnieśpieszniewjej
kierunku.Trzymaławdłoniachprzezroczystydzbanek,
którymnabieraławodęzrzekiiprzelewaładowiększej
misy.Gdyjejdelikatnedłoniezanurzyłygowwodzie
izaczęłapowoligowyciągać,zachodzącesłońcerzuciło
swepromienienawazon,któryzkoleiodbiłjaśniejące
refleksynajejciałonawłosy,nanaprzemiennie
odkrywającąizakrywającąsięnimitwarzołagodnych
rysach,nagładkispływszyiipiersi.
Czassięzatrzymał,zagłębiałwswojenieskończone
milionoweczęścisekundy.Blasktenmomentamioślepiał,
rozszczepiałsięwfeeriękolorów.Wpowietrzuunosiłysię
rześkiedrobinkibryzymnożącerozjaśniającesiędookoła
zdarzenia.Podczasidealnościtejchwilizdawałosię,
żetaknaprawdęonaniepobieraławodydodzbanka,
ajedyniewylewałazniegonieprzerwanienieskończony
życiodajnystrumieńwylewająctakwodę,towłaśnie
onasamastawałasiętymźródłem,uosabiałaje,tworząc
jednośćznaturą.Przezniąprzemawiałypotoki,wschody
słońcairosanaporannychostrzachtrawy.Byłafontanną