Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bojużpóźno.
–Niewiem,czegobardziejnielubięuciebie:
bezczelnościczytupetu–westchnął.–Pokażtenzeszyt,
zarazciwytłumaczę,jaktrzebatozrobić.
–Mark,kochany,mnietonieinteresuje.Interesuje
mniewynik.Błagam,zróbtosam,jaitakniezrozumiem
tegocholerstwa.–Spojrzałaproszącoprzezswoje
ogromneokulary.
Izapowolizaczynałastawaćsiękobietą.Bardzoładną
kobietą.Odnosiłosięjednakwrażenie,żespecjalnie
maskujeswojewdzięki,ponieważubierałasięwdżinsy
iobszernebluzy,włosyściślewiązaławgrubykucyktuż
nadkarkiemizawszenosiłaokulary,corazbardziej
dziwaczne.Miałaichcałąkolekcję,ależadneznichnie
byłytwarzowe.
–Boże,cotymaszdziśnanosie–burknąłMark.
–Wyglądaszjakmyszwbabcinychbinoklach.Brzydko
ciwnich.
–Iwłaśnieotochodzi.Obiecałamtatce,żeuchowam
cnotęażdomatury.Ajalubiędotrzymywaćobietnic.
Gdybymniezaatakowałostadoprzystojniaków,
mogłabymktóremuśulec.
Markrozwiązywałzadania,tłumacząc,cozczegosię
bierze.Izapotakiwała,aleitakwiedział,żenicdoniejnie
dociera.
–Zmykaj,mała.Niewiem,jakzdaszmaturę–burknął,
wręczającjejzeszyt.
–Dziękici,dobryczłowieku.Pamiętajomnie,gdysię
rozwiedzieszzMartą.Przypominam,żejestempierwsza
wkolejce–powiedziała,całującgowpoliczek.
–Wynocha,małypotworze.Chcęiśćdołóżka,bojutro
ranowstaję–powiedziaławesołoMarta.–Markniejest
głupi,wżyciubyniepopełniłtakiegomezaliansu,zadając
sięzkimś,ktoniewie,ilejestdwarazydwa.
–Alezostałbywrodzinie–odparłaIza,równieżcałując
Martęwpoliczek.
KiedytylkodrzwizamknęłysięzaIzą,Markwziąłżonę
naręceizaniósłdosypialni.Rzuciłjąnałóżko,asam
poszedłdołazienki,byodkręcićkurkizwodą.Woda